Ho, ho, ho!
Witam z magicznej krainy zasypanej śniegiem:) Chyba bielenie moich mebli sprawiło, że zamieszkałam niespodziewanie pod biegunem.
Historia zaczęła się wczoraj po południu. Goście wielkanocni w drodze a tu zaczyna sypać. Sypie i sypie, coraz większe płatki wirują. Jak goście odjeżdżali to już w zaspach śniegu. Przez te kilka godzin napadało ok 15 cm śniegu. Ale sypało dalej!
Wieczór był magiczny. Niebo różowe, wszystko zasypane, śnieg w coraz większych ilościach zsuwa się z dachu...i prądu oczywiście nie ma:) U nas tak zawsze. W trakcie burzy, śnieżycy, dużego mrozu, silnego wiatru prądu ZAWSZE brak. Śmiejemy się, że najważniejszą rzeczą na wsi jest wielki zapas świec bo nie znasz dnia ani godziny:)
Jakby nie było do braków prądu można się przyzwyczaić a ja strasznie lubię dom pełen świec i taki szczególny rodzaj grozy w tym momencie. Tak więc luzik:)
Rano było jak w bajce:)
Zdradzę w tajemnicy, że jak już u nas odśnieżają o 8 rano to musi to oznaczać kataklizm. Zazwyczaj w ogóle nie odśnieżają:)
Wjazd do domu zabroniony! 50 cm śniegu leży pod bramą.
Zamiast lanego poniedziałku mamy prawdziwy pogodowy Prima Aprilis i bitwę na śnieżki:)
Tymczasem w domu...
Forsycja pochodzi z mojego ogrodu i całe szczęście miałam na tyle rozumu, aby wcześniej przynieść kilka gałązek. Teraz to pełna egzotyka:)
Zawiadamiam, że moje wysiewy powoli wschodzą. Jestem bardzo dumna:)
Dziękuję za wszystkie życzenia świąteczne, za odwiedziny i za wszystko normalnie:)
Buziaki na 1 kwietnia:)
Paulino,aż ciepło bije z Twoich zapisków! Co tam śniegi i brak prądu...A forsycja mnie powaliła - do głowy mi nie przyszło w tym roku,a zawsze tnę razem z brzozą:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.