niedziela, 30 czerwca 2013

Zaczynam marine style siać:)

Dzisiejszy dzień jakby nie mój...
Zimnica nastała, chmury spacerują markotnie po niebie. Jak widać lato u nas tak musi wyglądać.
Dwa lata temu wyjechaliśmy tuż po zakończeniu roku szkolnego, na wariata i w pośpiechu. Pogoda spłatała nam figla. W dzień było około 18 stopni, nocą 11. Wyśnione wakacje innymi słowy.
Teraz mamy powtórkę a jedyny plus jest taki, ze siedzimy w domu. Ciekawe co będzie dalej bo już za tydzień córa nad morze jedzie na kolonię i mam nadzieję, że nie będą w pensjonacie siedzieć.
Ech.
Na przekór pogodzie wzięłam się za pokój synka. Po długich negocjacjach zgodził się na wystrój marine:) Nie wiem jeszcze, jak mu wetknę ukochane konie w te marine:) Najwyżej będą na statku pływać:) Najgorsze jest to, że jest posiadaczem dużego obrazu z głową konia i nie zamierza się z nim rozstać. Ba! mamo, namaluj mi teraz mniejszego konia albo dwa:)
Aby stadniny nie robić wzięłam się za marine. Stara deseczka, stara półeczka, trochę farby i muszelek. Coś z niczego prezentuje się tak:

Zdjęcia były robione w dwóch pokojach- ten właściwy ma kolor zielony.
Będę musiała coś wykombinować aby zielone pasowało do morza:) Nie chce mi się teraz malować ścian. Może jak zawiśnie sieć rybacka to coś poprawi? Może jeszcze znajdę pasującą, klimatyczną lampę?
Zapraszam do Silky Home. Dodałam dwa nowe produkty, może przypadną wam do gustu.
Dziękuję za wszystkie komentarze i słowa wsparcia odnośnie sklepu. To bardzo miłe.
Serdeczności

Ps. Uaktualniam. Zainstalowałam się na Bloglovin jak wszyscy. Nie wiem dokładnie co dalej, ale się boję. Weryfikowali mnie przez komórkę, kazali zainstalować coś, co może mi popsuć komputer. O matko! Dziewczyny, jak pokonać syndrom 1 lipca? Co to w zasadzie zmieni bo ja ciemna masa jestem. Za wszelkie wskazówki dziękuję uprzejmie:)

piątek, 28 czerwca 2013

Zioła w moim domu

 Na początek wszystkim dzieciom, młodzieży, dorosłym, matkom, ojcom i nauczycielom życzę wspaniałych wakacji. Odpoczywajcie, cieszcie się słońcem, zwiedzajcie, ładujcie akumulatory ale każdego dnia pamiętajcie o swoim bezpieczeństwie. Tak kochani- WAKACJE to już:)

Źródło internet. Prawda, że ślicznie?


Odkąd pamiętam zioła w mojej kuchni były bardzo ważne. Tata od dzieciństwa uczył mnie smaku lubczyku, czosnku, cząbru jak na kuchnię bałkańską przystało. Gotował tak, jak mu smakowało po spędzeniu kilku lat w Bułgarii.
Jako dziecko zajadałam się tzw serduszkami. Wszystkie dzieciaki to jadły, ale mnie nakierowała na to babcia Eulalia o której pisałam w lutym z okazji setnych urodzin tej wspanialej kobiety. Babcia mówiła, że dobre, wiec jadłam. Kilka lat temu dowiedziałam się co to było. Tasznik pospolity jak widać był ziołem, a babcia zielarka i florystka z miłości prawdziwej dobrze go znała. Czy dzisiaj dzieci też zajadają się serduszkami, serkami czy chlebkami jak to sie nazywało w różnych rejonach Polski? Moje tak, mama wiedzę tajemną przekazała:)
Kuchnia moja dzisiejsza pęka od ziół. Nie wyobrażam sobie dobrej zupy bez lubczyku. Synek też się poznał i każe sobie gotować zupkę z tym ziołem, o czym wyraźnie mówi. Nie wyobrażam sobie również sałatki z pomidorów bez mięty cytrynowej. Ziołowej herbatki z melisy na spokojność:) Mięty pieprzowej na trawienie, czarnego bzu na przeziębienie, syropu z sosny, cebuli. Szczypiorku z serkiem na śniadanie, dużej ilości kopru włoskiego do ogórków, kapusty. Kapustę zresztą zawsze podaję z kminkiem, na lepsze trawienie. O gwiazdach kuchni włoskiej- bazylii i oregano nie ma nawet co wspominać. O masełku z szałwią czy natką pietruszki pewnie też. To jest zwyczajnie pyszne! A jak działa na organizm...
 W kosmetyce zioła również są nieocenione. Napary z pokrzywy lub skrzypu polnego na włosy, napar z rumianku jako tonik do twarzy. To zdecydowanie działa. Coraz częściej z telewizji dowiaduję się o " najnowszych technologiach w leczeniu czy kosmetyce". Wtedy zadaję sobie pytanie, czy oni naprawdę dopiero dowiedzieli się o istnieniu morwy białej czy dziurawca? Morwę zajadałam ze smakiem w dzieciństwie a dziś mam posadzoną w ogrodzie. Telewizja mówi o nadzwyczajnym działaniu odchudzającym. Dziurawiec od zawsze wpływał świetnie na stany depresyjne a dziś mamy persen:) Na pole kochane i zbierajcie naturę, bo natura wie co robi.
Ja tu gadu gadu a czas na zdjęcia.
Moje kuchenne okno w nowej odsłonie aby do ziół było blisko.




Ziół w ogrodzie oczywiście zabraknąć nie może.

Mam jeszcze trochę ale zbyt zielono się robi:)

Oczywiście suszę te wszystkie dary natury...

 Wiecie jaki magiczny zapach rozsiewa się w całym domu? Marzenie!

Kochane moje wierne podczytywaczki...
Od jakiegoś czasu marzę o własnej galerii, sklepie internetowym. Takim prawdziwym domu pełnym pięknych przedmiotów w moich ulubionych stylach- angielskim, prowansalskim i skandynawskim.
Nieśmiało założyłam nowego bloga jako preludium do otwarcia prawdziwej galerii. Mocno trzymam kciuki za powodzenie, za spełnienie marzeń.
Zajrzyjcie, zapraszam. Jak na razie jest tam kilka produktów, wszystkie dostępne od ręki i mam nadzieję, że oferta będzie się powiększać. Są to pojedyncze produkty, zrobione przeze mnie osobiście lub własnoręcznie odrestaurowane. Trzymam nieśmiało kciuki( choć w zasadzie to z całych sił) i liczę na opinie. Napiszcie, co najbardziej by wam odpowiadało, co chciałybyście zobaczyć w sklepie.




Serdeczności dla was

wtorek, 25 czerwca 2013

Nie martw się laseczko... Tak sobie pomyślałam przed zaczęciem tego posta. Jakoś się wytłumaczysz, że nie było cię prawie tydzień, opowiesz co się działo w tym czasie:)
Do roboty więc!
Utknęłam między utopią a kolorową atlantydą - tak kiedyś powiedział mój znajomy i w ostatnim tygodniu poczułam moc tych słów. Już wcześniej pisałam o końcu roku szkolnego, ale jeśli jest się jednocześnie w dwóch trójkach klasowych i radzie szkoły to dopiero można odczuć koniec roku:)
Nic to- za trzy dni urlop:)
Dobrze, że przez cały czas robiłam jakieś zdjęcia- dziś łatwiej połapać mi się w wydarzeniach ostatniego tygodnia:)
Słuchajcie, farciara ze mnie! W pewnym miłym domku mieszka sobie Madzia. Madzia jest prawdziwą wróżką i ma złote rączki. Jak zobaczyłam jej wspaniałe zakładki do książek bardzo pięknie poprosiłam ją o wykonanie dla mnie:) Weszły pewnego pięknego dnia w moją przestrzeń międzyplanetarną i postanowiły od razu zamieszkać w książkach. Jedyne co mnie martwi to fakt, że ostatnio kompletnie nie mam czasu na lekturę. Łudzę się, że lato idzie, więc może gdzieś na plaży, czy pod czereśnia... No jesienią to już na bank:) W każdym razie zakładki będą cieszyły moje oczy jeszcze długo, bo to prezent od dobrego człowieka. Kolejny wspaniały człowiek, mój człowiek...ale głupoty gadam:)
Zobaczcie same:)
Madziu, śliczne dzięki za wszystko co w środku i za serce bezinteresowne:)

Miała być wielka feta z okazji nocy św. Jana. No była...
Planowałam noc w ogrodzie, tańce przy ognisku, wianki i wianuszki, patchworki i poduszki a wszystko w akompaniamencie bukietów kwiatów.
Na 3 godziny przed rozpętała się burza jak złoto. Lało, grzmiało, huczało, straszyło i gradem waliło. Na dodatek ta masakra zastała mnie w samochodzie ku wielkiej uciesze. Ale się bałam! Posuwałam się przez te kałuże z prędkością 30 km/h, przy szalejących wycieraczkach i 30% widoczności. Grunt to we własną bramę trafić:)
Imprezka odbyła się w domu, grillowaliśmy pod wiatą...jedyne co zostało to specjalne piwo świętojańskie:)
Od zeszłego piątku leje codziennie, dziś obudziły mnie grzmoty. Ale kochane, ja nie mam na co narzekać patrząc na informacje z całej Polski. Bo co, że mi droga do sąsiada spłynęła... powodzi nie mam.
W związku z nadprogramową wodą po polu pływają łabędzie a bociany mają żabi raj. W jednym miejscu naliczyłam na raz 11 bocianów.:) Sama ne wiem- śmiać się czy płakać.

Robótkowo nie próżnowałam. Lato jest więc razem z nim nowe poduszki. Wzorowałam się na rarytaskach ze skandynawii... Z jednej strony gwiazki, z drugiej kwiatki.



Uwielbiam otaczać się poduszkami, mogę je mieć wszędzie. Poszewki poszewkami, ale mam problem z poduchą. Sklepowe kapciochy jakoś do mnie nie przemawiają, więc poszukałam wypełnienia. Macie jakieś doświadczenia z gąbką szarpaną to środka poduszek? Warto ją kupić, czy lepiej coś innego?
Będę wdzięczna za rady.
Mam jeszcze serducho dla pewnej duszki:)


Pomarudzę wam jeszcze...
W sobotę byłam na rekonstrukcji bitwy- Rawka 1915. Uwielbiam takie wydarzenia. Jestem miłośnikiem historii Polski, jednocześnie lubię ludzi z pasją. Takich można spotkać na rekonstrukcji. Jestem pełna podziwu dla nich. Ile pracy, serca i pieniędzy w to wkładają! Dodatkowo mają naprawdę duża wiedzę. Koło mnie siedział na przykład człowiek doktoryzujący się z pirotechniki!!!
Młodemu mojemu oczy na wierzch wychodziły a potem pozbierał talizmany w postaci łusek po nabojach. " Nie chce, aby mu się zgubiły" więc trzyma u mamy na dekoderze... Kilka fotek tradycyjnie.

Czyż pan na dachu nie jest cudnie ubrany? Normalnie nie mogłam nie wrzucić:)


Mogłabym tych zdjęć nawrzucać masę bo mam chyba ze trzysta:) ale się już powstrzymam.
Spotkałam  tam też zacne damy z epoki...szkoda, że nie mojej:) Mogłabym tak całymi dniami w kapeluszu i perłach. Ach!

Tym pięknym akcentem pożegnam się z wami. Dziękuję za wszystkie cudne słowa w ostatnich komentarzach! Sprawiłyście mi wiele radości i zaskoczenia:)
Tymczasem

środa, 19 czerwca 2013

Wiła wianki i bieliła...

Zbliża się koniec roku szkolnego:)
Dla mnie to oznacza: ciągłe wycieczki u obojga, zebrania, spotkania, dzień matki i ojca, przedstawienia etc. Męczące i czas zabierające:) Z drugiej strony dzieciaki będą w domu duuużo
 i my mamy już wiemy, co to oznacza:) Jakoś trzeba się przeorganizować.
Do wszystkich spraw do załatwienia od ręki dochodzą przetwory. Czas ku temu najodpowiedniejszy.
W kwestii przypomnienia. Babki zielarki- to najwyższa pora pozbierać kwiat czarnego bzu bo już się owoce w grubszej części wytworzyły. Ja zdążyłam, ususzyłam.


Jak to się mówi inteligentnie :) surowcem zielarskim są kwiaty i dojrzałe owoce. Kora jest mniej wykorzystywana. Jak już sobie kwiatuńków nasuszymy to możemy sobie nimi działać moczopędnie, napotnie, przeciwgorączkowo, wykrztuśnie, a zewnętrznie także przeciwzapalnie. Owoce mają własności przeczyszczające, działają napotnie, moczopędnie, przeciwgorączkowo, przeciwbólowo i odtruwająco.
Stosuję od kilku lat i mogę zaświadczyć, że działają cuda. Przygotowuję na dwa sposoby- kiedy mam więcej czasu to syrop w ten sam sposób jak z mniszka. Jak nie mam czasu- tylko suszę kwiaty w suszarce i pakuję to pojemnika. Kiedy nas zimową porą złapie jakieś choróbsko to podaję ten syrop albo parzę herbatkę- jeden kwiatostan na kubek i zaparzyć 10 min.
Cudownie działanie sprawdzone wielokrotnie, działa na wszelką zarazę a co ciekawe wyleczył syna znajomych z alergii. Smak jest ok a do zapachu można się przyzwyczaić, ba, nawet polubić.  Ostatnio, jak suszyłam, ukochany stwierdził, że lubi te nasze ziołowe zapachy w domu. A faktycznie pachnie wszędzie. POLECAM.

Co by roboty było mniej, nadszedł czas zamykania truskawek w słoikach tak więc w wolnych chwilach ginę pod ich stertą:) Nie wyobrażam sobie mojego domu bez przetworów. Takie miałam kiedyś marzenie i konsekwentnie je realizuję rok po roku:)
Truskaweczki rzecz jasna wpadają nam cały czas tu i ówdzie:) Czy to do musu, czy zsiadłego mleka, można i z cukrem, ze śmietaną, w cieście, w naleśnikach...i co tam dusza wymyśli:) Nie lubię jedynie z makaronem:)


Jak mnie się zachce siadam do wianków i szykuję się na noc świętojańską a imprezka już w piątek:)

I oddaję się pasji fotografowania:)


Czasem mnie ponosi i wpadam w zachwyt nad własnym dziełem:)

Zdjęć w moim internetowym domu będzie dużo gdyż jestem pasjonatką fotografii. Kiedyś nawet pracowałam jako fotograf i chętnie bym do tego wróciła.
Będąc dalej w temacie wianków...nad moim biureczkiem zawisł nowy, wakacyjny, mocno sentymentalny. Muszelki z sopockiej plaży i kamyki z pewnej cudnej greckiej wyspy:)


Aby życie miało smaczek zmienia się również mój dom, bo zmieniać się musi:)
Ukochana chlebowa oszalała i postanowiła się wybielić w trakcie pyrkotania kompotów. Taka jestem- 45 słoików z kompotem się robi a ja za pędzelek:) To w zasadzie powinien być osobny wątek ale normalnie czasu mi nie styka:) Wybaczcie kochanice wnętrz i przyjmijcie z całym dobrodziejstwem:)




Przy okazji- tak wygląda moja kuchnia o siódmej rano:) Rozświetlona słońcem, zawsze zachęca do spokojnego celebrowania kawy:) Swoją droga na zegarze 07:10 a ja biegam z aparatem. To jakies zboczenie:)
Czyż mojemu skandynawskiemu mężowi ( pamiętacie żonę Ib Laursena?) nie jest do twarzy w bieli?


Tyle na dziś moje drogie:) Normalnie pędzę się zrelaksować i ciekawostka, przy czym?
Oglądam w wolnych chwilach "Dom nad rozlewiskiem". Jak zawsze w moim stylu, czyli na przekór. Kiedy książka była "modna" wypożyczyłam z biblioteki i po kilkudziesięciu stronach zniechęciła mnie swoim infantylizmem. Leciał film w TV- obejrzałam ze dwa odcinki i koniec. A teraz? Sprawdzam, co w nim było takiego "ach". Oglądam dziś 6 odcinek i wybaczam mu coraz więcej. Nie zgadza się mi układ z matką- jest nienaturalny, obraz wsi jest wyidealizowany ale...tam sa takie piękne widoki i jak widać tego mi aktualnie potrzeba:)
Jakie jest wasze zdanie na temat książki? Filmu? Chętnie wysłucham opinii.
Ściskam was teraz najmocniej na świecie i lecę odpocząć gdyż dzień był ciężki:) Na szczęście też przyjemny.
Dużo słońca dziewczyny a jak przygrzeje zbyt mocno to wspaniałego cienia i szklanki lemoniady
Tymczasem

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Jest takie miejsce na mapie Polski...

To był udany weekend:)
Spędziliśmy go bardzo aktywnie, wakacyjnie i wypoczynkowo.
Jest takie miejsce na mapie Polski...obok głębokie, polodowcowe jezioro. Nad tym jeziorem czas się zatrzymał.

Lubię takie chaty:) Mieszka w niej pewna staruszka. Jej świat to kilka kur, trochę warzyw i kapliczka. Przydrożne krzyże i kapliczki mają w sobie zaklęte niesamowite historie. Swego czasu robiłam przewodnik  miejscowych obiektów sakralnych i wtedy odkryłam ich wielki urok i moc.
Ten krzyż został postawiony w podziękowaniu za uchronienie od choroby, tamten bo syn wrócił szczęśliwie z wojny, kapliczka u sąsiada bo się skończyła zaraza... To są piękne historie:)
Na "majowe" kobiety się zbierały wokół nich, dbały, pielęgnowały. Sąsiadka mówi, że dziś już nie te czasy, że ludzi chęci nie mają. Może to błąd? Ocalmy od zapomnienia...

Rozpoczęliśmy sezon kąpielowy. Lubię zachody i wschody słońca nad tym jeziorem, bezpośredni kontakt z przyrodą. Dzikie ptactwo, cisza i spokój.



Córa w końcu pojęła o co chodzi z pływaniem, więc pozostaje tylko szlifować. Młody obsługuje banana i macha nogami:)
Wypoczęliśmy, opaliliśmy się strasznie.
W niedziele poszukaliśmy prawdziwej wsi:)

Wydaje mi się, że w tym roku będzie urodzaj na truskawki:) Choć wszyscy dookoła mi mówią, że niedługo się skończą, ja myślę inaczej:) Skoro na początku sezonu jakby nie było, łubiankę mamy po 5 zł to co będzie później?:) Powiem wam!
Później będzie truskawkowy szał!:) Kompoty, dżemiki, musy. Truskawki na tak i inaczej.
Mieszkając na wsi nauczyłam się żyć w rytmie natury. Jako początkowa przetworowa tzn namiętnie przetawrzająca do słoików myślałam, że trzeba mieć wszystko, nawet jeśli drogie. Dziś mój wiejski rytm mówi, że w zgodzie z naturą to znaczy robimy przetwory z tego, co powszechnie dostępne i tanie. W tym roku truskawek będzie moc:) Już zaczęłam słoikowe odliczanie:)

Dziewczynka moja...czyż nie jest jak z "Konopielki"? Kwiatkowa jak mama...

Pozdrawiam was w całej okazałości:)
Do miłego- odpoczywajcie, cieszcie się życiem... Today is the best day in your life:)

piątek, 14 czerwca 2013

Kolorowe jarmarki

Duszę mą rozpiera na prawo i lewo:)
Tak się cudnie dzieje, słońce świeci, truskawek moc, nowy Ib Laursen:)
A najbardziej mi żal:
Kolorowych jarmarków,
Blaszanych zegarków,
Pierzastych kogucików
Baloników na druciku...
Czyż to nie jest trochę tak z dzieciństwem?
Ostatnia pogoda mnie nastraja na kolorowe jarmarki:) Kwiaty w moim domu królują wszędzie- zbieram sama, przynoszą dzieci ( Młody ostatnio niesie bukiet maków i mówi- mamo, mam dla ciebie miłość), przynoszą znajomi. Ostatnio wpada niejaka Beatka z naręczem goździków i mówi, że zerwała mi wszystkie kolory z ogrodu. Na szczęście swojego:)
Nic tylko konika na biegunach gdzieś postawić, równie kochanego jak dawnej:)
Słucham ostatnio sporo Osieckiej w wykonaniu Rodowicz. Lubię straszliwie poetyckość i romantyzm tych tekstów, muzyka też niczego sobie. A głową przenoszę się do krainy dzieciństwa...cukrowej waty i z piernika chaty:)
Małym rzeczom zostajemy w pamiętaniu wierni...
Sentymentalna jestem straszliwie, często się wzruszam, głęboko w sercu noszę niektórych ludzi, wydarzenia, zapachy, smaki. Lubię to później poskładać w całość...i albo łezkę puszczę  ze szczęścia albo przystąpię do działania:)
Wzięłam się więc za robotę:)
Dostałam wielką watę cukrową, słodką jak dawniej. Zamówiłam przesyłkę od Karolci z Villa Nostalgia z ukochanymi cudeńkami. Swoją drogą mój kochany...ja ci normalnie strasznie dziękuję ...ukochany stwierdził po dwóch tygodniach ciężkiej pracy, że przecież coś mi się należy i następnego dnia po otrzymaniu poprzedniej przesyłki już kompletowałam nową:) Tak jak synek, przyniósł mi miłość:)
Los kurieros zjawił się o świcie. Karolcia ślicznie pakuje przesyłki. Wyglądają jak prezent dla kogoś wyjątkowego. Polecam.

Trafiłam nieziemskie beziki w moim wiejskim sklepie. Prawda, że idealnie się wpisują w kolorystykę? Hihihi. Kolorowe jarmarki jak nie wiem co:)

Nadszedł czas truskawek czyli mój ulubiony czas:)


Wiecie, że nawet ciasto upiekłam?! Dla mnie i mojej rodziny to wielkie święto bo nie lubię piec. Poniosło mnie jednak na truskawki. :)
Po południu byl truskawkowy szał:)

Mały, truskawkowy ludzik:)

I truskawkowa królewna.

Aaaaby wykonać ciasto truskawkowe:
2 szklanki mąki
3/4 szklanki cukru
1/2 szklanki oleju
1 szklanka jogurtu naturalnego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
3 jajka
1/2 łyżeczki sody
cukier waniliowy
Wymieszać, przelać do formy A4, wywalić masę truskawek na wierzch:) i do piekarnika na 50 min w 180 stopniach. Mniam.

Piszę tego posta cały czas słuchając Rodowicz:) Miło mi bardzo, więc prezent dla was:)
Niech  żyje bal, bo to życie to bal jest nad bale
Niech żyje bal, drugi raz nie zaproszą nas wcale...
Prawda, że piękne słowa?


Ściskam was mocno, życząc dobrego weekendu...
Anula, trzymam kciuki za Twoją kuchnie:)
Truskawkowe cmoki

środa, 12 czerwca 2013

Kuchenne rewolucje


Dziś będzie opowieść o mojej kuchni:)
Kuchnia ostatnio powariowała, albo kucharzyna:)
Mój dom bieleje od wiosny, choć ostatnio nabrał przyśpieszenia. Sprowokowały mnie do tego zakupy duńskiej ceramiki, która musi mieszkać w dobrym domku:)
Tak więc kuchnia moja przeszła wstępną metamorfozę:) To początek, bo chwilowo zabrakło mi energii na to cale szlifowanie. Ukochany się śmieje, że skoro mam mieć wszystko na biało to najlepiej wrzucić petardę do puszki z farbą i po robocie! Nie ma jak umysł inżyniera:)
Stół z brązowego zrobił się biały, krzesła także. No, poza jednym bo tu nastąpił bunt. Ciemne krzesło eklektyczne widoczne na poniższym zdjęciu ma za sobą niezłą drogę:) Po zakupie zostało odnowione na ciemno i tak postało kilka lat. W zeszłym roku powiedziałam kochanemu, że proszę o zeszlifowanie bo będzie białe. Postało kilka miesięcy i stwierdziłam, że nijak nie pasuje. Zeszlifował ponownie ( a dodam, że praca to ostra bo zawijasków jest masa) i przyciemniłam, wykończyłam pięknym, błyszczącym lakierem:) Teraz mi zapowiedział, że nie szlifuje:)...więc pewnie ja oszlifuję:)
Zapraszam was...



Pan kredens...ten gość podlega najbliższym pracom renowatorskim:) Mam już do niego nowe, pastelowe gałeczki a na dodatek widziałam gdzieś cudne zdjęcie, więc wiem co mam z nim zrobić. Biały będzie tylko częściowo.

 Szafunia moja chlebowa ukochana. Podróżowała z nami przez wszystkie wynajmowane mieszkania aż dotarła do DOMU. Mam do niej wielki sentyment. Dzielnie znosiła ubranka mojej córki, kiedy była jeszcze malutka. Teraz...jak już nakupuję całe mnóstwo...w niej będzie mieszkał Ib Laursen:)
Oczywiście dopiero wtedy, kiedy miejsca na "powierzchni" zabraknie bo takie lale trzeba pokazywać:) Prawda dziewczyny?:) Wymaluję ją na biało oczywiście.

 Różowy cudak. Mówiłam ostatnio, że paciam na różowo. Teraz jest świecznikiem, w trakcie upiększania bo jeszcze nie wiem jak ma wyglądać. Jak kubeczków będzie duuuużo to je pod nim podwieszę:) Chwilowo mam dwa.







Na koniec o podusiach. Kuchnia dostała nowe transfery. Poduszek jest cztery bo krzeseł też, choć na zdjęciach pokazały się dwa:) O sposobie transferowania pisałam TU .
Tym razem mam dla was grafiki użyte do poduszek. Zrobił je własnoręcznie mój ukochany z obwolut serów, napis dorzucił i są. Najpiekniejsze:) Jedynie Camembert z kurą to produkt "z sieci".
Miłego transferowania jeśli komuś w duszy gra.:) Jeśli je wykorzystacie prosiłabym o umieszczenie informacji...jeśli mogę:)





Pozdrawiam Was serdecznie życząc dużo słońca i pomysłów. Za pozostawione komentarze uprzejmie dziękuję:)
Kuchenna rewolucjonistka