piątek, 20 czerwca 2014

Rewolucja

Entschuldigen Sie bitte!

Nie było mnie tu ostatnio, długo dość...
Wszystko spowodowanie przewrotem życiowym, którego postanowiłam się podjąć.
Od jakiegoś czasu skarżyłam się, narzekałam z lekka. Że praca nie taka, że ludzie adresywni, że
w szkole u Młodego masakra.
Tak właśnie się działo. Takie czasy, powiecie...
Ja się zgodzę, ale bez walki się nie poddam!

Mała, wiejska szkoła, dzieci raptem garstka, wszyscy się znają. W klasie tej kilka bardzo dominujących matek razem z ich rozwrzeszczanymi dziećmi. Atmosfera ciężka jak ołów, konfliktów coraz więcej. No dobra, z tym można żyć... Wszyscy dookoła mówią, że klasa wyjątkowo trudna, zero demokracji, nauczyciel znerwicowany po roku. Rozwrzeszczane mamuśki plotkują, że ten nauczyciel nie taki, że jak to tak, że do świątyni na M nie chce przy każdej wycieczce wpadać, że promuję zdrowe odżywianie i jak to tak- IM? Mamuśkom czegoś zabraniać próbuje? Mamuśki wszystko wiedzą lepiej, na skargę pójdą jak trzeba będzie. Wiedzą, jak nauczać, jak wychowywać, jak się rozprawić z niepokornymi INNYMI, co się nie podporządkowują ich rządom.
Ja nie z tych, wolę pojedynek na argumenty. Odpadam w przedbiegach, język mam raczej krótszy niż dłuższy. Ani porządnie ich nie zwyzywam, ani ploty dotkliwej po wsi nie puszczę. Nie moja liga:)

To również nie liga mojego syna. Wychowujemy go konsekwentnie, w prawdzie i dobrym zachowaniu. Nauczyciela słuchać trzeba, kolegów nie bić, grzecznym trzeba być, aby pani nie przeszkadzać. Przychodziło dziecię biedne, płaczące, bo Majka mu to a Zuzia tamto. Po roku nauczył się kuksańca bokiem puszczać i o swoje się kłócić. Jak ci kolega po raz któryś przyłożył to mu oddaj! Swoją drogą ten kolega to też z tych wychowywanych bezstresowo i matka z sześciolatkiem rady sobie nie daje. Cóż, nie moja liga.
Z powodu reformy szkolnictwa Młody co chwilę zmienia grupę dzieci, zerówka podwójnie, przedszkole z dzieciakami w różnym wieku i takie tam. Po raz kolejny chcieli ich podzielić, aby wyrównać liczebność klas. Najpierw się trochę wkurzyłam, wszystko było przeprowadzane bez  wiedzy rodziców aby draki znów nie było. Dostrzegłam jednak światełko w tunelu.
Dlaczego transferować dzieci z przymusu skoro można dobrowolnie?
Sześcioro nas jest:) Wszyscy spokojni i zrównoważeni, z dziećmi sobie radzimy. Siebie wzajemnie szanujemy, nauczyciela też. Od września więc dziecię moje w nowej klasie. Wszystkie "Mamuśki do przodu" zostały w swoim vipowskim gronie. Niech im się szczęści.
I nam też! Amen:)

Praca. Ach, praca!
Nie wiem, czy che mi się o tym pisać:)
Zadałam sobie pytanie- czy ta praca to szczyt moich marzeń i możliwości? Czy dam radę dłużej
w takiej atmosferze, przy wiecznych wyzwiskach, dowalaniu, traktowaniu jak barachło?
Spotkałyście się kiedyś w mobbingiem? Mnie dotknął jego podręcznikowy przypadek.
Początkowo walczyłam, próbowałam szukać pomocy u przełożonego. W grudniu przeszłam załamanie po którym się odbiłam od dna w zasadzie zupełnego. Było lepiej, chwilowo.
Bla, bla, bla... Nie będę Wam umysłów zatruwać:)
Powiem Wam jedno. Nie z każdą sytuacją się wygra, szczególnie, kiedy pracuje się w republice kolesi.
Postanowiłam pójść swoją drogą. Znalazłam nową pracę, na razie na dwa miesiące, w zastępstwie. Finansowo mi się to opłaca, atmosfery podobnej chyba nie spotkam. Idę na głęboką wodę i mam przeczucie, że nie stracę. Kto nie ryzykuje i takie tam:)
Od pierwszego lipca jestem w nowym miejscu. Będzie to pracowity lipiec bo jednocześnie muszę pociągnąć miesiąc wypowiedzenia. Kosztem urlopu ale cóż.
Jestem na nowej drodze życia i niech mi się szczęści:) Amen:)

Robótkowo niewiele się działo ostatnio. Wpadłam w czytanie książek, pochłonęłam kilka cegiełek.
Scrapbooking też mi sporo czasu zabrał.
Uświadomiłam sobie, że to nie jest aż taka nowość. Koleżanki drogie pamiętają lata 80-te? Prowadziłyście ABC? Była to forma sekretnego dziennika z pytaniami do koleżanek. Miały na nie odpowiedzieć, pięknie kartę ozdobić, wiersze ważne zapisać. Czyż to nie jest wstęp do scrapbookingu w naszym gołym, komunistycznym dzieciństwie?
Mam do dziś!:)


Ja tak o tym bom się za album wzięła.
Dwa lata temu dziecię starsze Komunię miało.Postanowiłam z racji nabycia nowych umiejętności pikny album jej wykonać. Ja nie wiedziałam, ze to tyle pracy! Szcun dla Was, koleżanki albumowe.:)






Albumy, papiery, kwiatki kupiłam w Studiu 75. Zdecydowanie polecam tę firmę. Szybko, solidnie, niedrogo. PSS! Do dziś mają promocję, że dwa papiery za cenę jednego:)
Inne ważne ważności są z pasmanterii, sklepów papierniczych no i z Przydasiowa:)
Bo ja wygrałam kochani:)

W poprzednim poście pokazywałam notes z okazji dnia matki. Zdobył pierwsze miejsce i wszelkie niebieskości w albumie są od Oli. Dzięki Oleńko! Nie zmarnowało się:)


Na koniec jeszcze kotka Wam przedstawię. Mam, małego, niesfornego, ponadprzeciętnie towarzyskiego. Urwis z niego rośnie, w psie matkę znalazł, kota starego wredotę urabia:)
 Poznajcie- kici mini- JIMMY.



Pozdrawiam Was gorąco i jak zawsze dziękuję za obecność
Tymczasem
Polinka

niedziela, 1 czerwca 2014

Widok z mojego okna

" -To co, będzie pani oglądać z rodziną?
Pani zdziwiona i zaskoczona odpowiedziała:
-Ja? Nie, nie będę.
-Dlaczego?!
- Bo ja...nie oglądam telewizji. My- poprawiła się.
- Ale...Czemu?!- zdziwił się kolega.
-Bo my nawet nie mamy telewizora.
Twarz kolegi była pełna najwyższego zdumienia i zainteresowania. Pani była współwłaścicielką znanej knajpy, nie stać jej na pudło?
- Sorki, że tak drążę- kolega musiał to sobie jakoś ułożyć w głowie- jak to, nie mają państwo TELEWIZORA?! To co wy robicie wieczorami?
Pani westchnęła i powiedziała:
- Mieszkamy w wielkim, przedwojennym mieszkaniu we trzy rodziny z małymi dzieciakami. Po powrocie z pracy każdy się czymś zajmuje- kuchnią, porządkami i dziećmi- są w różnym wieku. To domena ojców. Robimy wspólny posiłek, zjadamy go powoli, opowiadając sobie, co się działo z każdym z nas dzisiaj. Później zmywanie i dzieci odrabiają lekcje. Wieczorem, po kolacji, czytamy na głos książki albo sobie wspólnie muzykujemy, gramy w gry, szydełkujemy, szyjemy...jest przecież tyle ciekawych zajęć!
Po zwinięciu kamer itp. kolega szepnął kompletnie zszokowany:
- Ty... Jak jacyś amisze! Czy oni są normalni?
Żadni tam amisze. Nie rozumiał tego ich antyświata. On typowy japiszon nie rozumiał, że tak można, że to ucieczka, ratunek przed absurdami. Ich antyświat przeciw powszechnemu antyświatowi.
Dzisiaj (minęło sporo lat) kolega mieszka na wsi. Rzuca psu patyk na wielkiej łące i jest szczęśliwy..."

Posłużyłam się cytatem, musiałam wam to "przeczytać". To fragment książki, którą ostatnio pochłonęłam. Małgorzata Kalicińska "Widok z mojego okna".
Polecam wam bardzo, kilkadziesiąt felietonów na temat otaczającego świata, ciekawe, wyluzowane spojrzenie autorki. Do tego trochę przepisów na kuchnię " na winie" czyli co się pod rękę nawinie. Najluźniejsze gotowanie, jakie sobie można wyobrazić.
Kochani- Wy jesteście bardzo podobni do mnie i wiem, że dobrze rozumiecie co piszę. Ta książka pomogła mi zmierzyć się z ostatnimi absurdami nie mojego antyświata. Bo oni się niebawem pozagryzają, a ja? Uciekam na wieś...

Podzielę się z Wami popołudniem w ogrodzie.












Ten ogród to spełnienie marzeń o ciszy i spokoju w otoczeniu przyrody. Aż trudno pomyśleć, że kupiliśmy łyse pole. Siedem lat...choć nie zawsze z sukcesem;) Najgorzej z trawą i czasem myślę, że dobrym rozwiązaniem byłby trawnik z rolki bo tego nie przerastałby tak straszliwie perz:)
A! Wrzucę Wam zdjęcie, ku pokrzepieniu jeśli marzycie o takim zaciszu. W kilka lat da się zrobić.
Jeden problem jednak mam. Mam za małą działkę!:) Dziś kupiłabym siedlisko:)


Kochani, polecę jeszcze kawałek niedzieli złapać. Odezwę się niebawem z nowymi pomysłami:)
Dużo sił na cały tydzień Wam życzę i uśmiecham się do Was pełną gębą!
Idę jak Amisz pogadać z roślinami no i na kompot z rabarbaru:)
Tymczasem
Polinka