poniedziałek, 29 lipca 2013

Przez świat... i po rybę

Oooo, cienko:)
Ostatnio w naszym domu to ulubione powiedzenie:) Oooo, cienko.
Cienko jest, bo aparat się zepsuł. Postanowił zrobić 25,500 zdjęć i zakończyć działanie migawki. Pojechał skubany na wakacje i tak się zrelaksował:) Oooo, cienko:)
Jak ja mam teraz lale moje kochane pokazywać cokolwiek? Nie wiem, co mam robić, kupować nowy czy remontować mojego poczciwego gościa? Boję się, że jak się przesiądę z lustrzanki na kompakt, to mogę srogo pożałować. Niby moja starowinka już siedem lat ma, ale zawsze byłam z tych zdjęć zadowolona. Z drugiej strony technika też poszła ostro do przodu, więc mogę być pozytywnie zaskoczona. Macie jakieś prywatne opinie?
Myślę o Nikonie małpce, malutki i fioletowiutki we wzorki, taki do kieszonki, gdyż zawsze denerwowało mnie noszenie mojego aparatu, wymiennych obiektywów, filtrów do nich, przejściówek itp. Najlepiej jednak bym go wcale nie wymieniała, ale serwis to też kasa. Uprzejmie proszę o radę:) i dziękuję po stokroć.

Wakacje się odbyły:)
Już kiedyś pisałam, że mieszkam na wsi a na wakacje jadę do puszczy. Relaksuje mnie niczym niezakłócony kontakt z przyrodą, cisza, spokój, harmonia człowieka ze światem. Odpoczywam patrząc się na taflę pustego jeziora, spacerując po pustkowiach, podglądając przyrodę. Na zatłoczonym deptaku mnie raczej nie szukajcie.
Często wybieram spanie pod namiotem, gdyż rozkładam go tylko w miejscach dalekich od cywilizacji. Wszystko legalnie oczywiście, na jakimś polu czy u kogoś na działce. Byle woda blisko, nikogo wokół. No i rybka! Pierwsze, o co pytamy po przyjeździe, to gdzie jest RYYYBA. Jak Rico z Madagaskaru i jego ryba. Wszystkie mamusie młodocianych pewnie wiedzą:) Całą rodziną uwielbiamy rybę, ale tylko świeżą. W mojej szerokości geograficznej sprzedają mrożone, marketowe, z "niewielką" ilością glazury. Rybka znika po rozmrożeniu, więc nie kupuję. Chińskiej pangi czy tilapii też nie kupuję, bo to śmierć na talerzu. Na wakacjach więc pierwsza potrzeba to znaleźć ryybę:)

Jakie to wszystko pyszne! Świeża ryba to jest ktoś:) Uwielbiam szczupaki, sandacze, pstrągi, sielawy, karpia świątecznego chętnie zamieniłabym na lina, płoteczka też kiepska nie jest. Podrośnięty leszcz również, bo każda świeża ryba jest pyszna. Podróżuję z własną patelnią, smażę na potęgę, zajadamy ze smakiem wszyscy. Ryyyba:)
Nad morzem z wolnym miejscem jest gorzej, wiadomo, ale polecam Rozewie. Plaża pustawa bo trzeba najpierw pokonać klif a nie każdy ma na to ochotę:) Nad morzem oczywiście dorsz, duuużo dorsza bo najlepszy na świecie. No i wędzone- te kocham wszystkie. Nic nie pobije wędzonego pstrąga ze Swaderek pod Olsztynem. Polecam szczególnie.
Muszę znaleźć dostawcę ryby raz w tygodniu do mojego domu:)
Krajobrazy na urlopie są równie ważne. Puste najlepsze.

Macie ochotę spotkać mnie latem? Szukajcie tam, gdzie nie ma ludzi:) W lesie, na pustkowiu, na łące, nad pustym jeziorem na krańcu Polski...albo w kolejce po rybkę:)
Albo nad morzem, bynajmniej nie we Władysławowie:)

Na pustawej plaży czasem się nawet zdarzy tęcza:) Zbieram kamienie, patyki, czasem maleńkie muszelki. Przywożę do domu i wykorzystuję do dekoracji, takie wspomnienia zatrzymanych chwil.
Mieszkamy w pięknym kraju moi drodzy i ja bardzo to doceniam:)
Na wakacjach zawsze poszukuję mijscowych "domow towarowych", Gs'ów itp. Można tam znaleźć prawdziwe perełki do wystroju domu. Różowej emalii niestety nie było i każdy się w głowę pukał, ale były kubaski:) Kawusia z nich na łonie to prawdziwa przyjemność:)


A i Pepco się trafiło więc nabyłam pudełko na przydasie. Należy wiedzieć, że najbliższy taki sklep dla mnie to 40 km do pokonania, wiec często nie bywam.


W trakcie wypoczynku spotkała mnie frajda. Moje internetowe pisadełko otrzymało kolejną nagrodę. Beatka podarowała mi takie dzieło:) za co bardzo dziękuję:)

No to robotę czas wykonać:)
Nagroda THE VERSATILE BLOGGER AWARD - BLOGGERSKA NAGRODA UNIWERSALNA
kieruje się pewnymi zasadami, a mianowicie;
~ nominowana osoba pokazuje nagrodę
~ dziękuje za nominację
~ ujawnia 7 faktów o sobie
~ nominuje 7 blogów
~ informuje o nominacji blogi nominowane

Siedem cudowności o mnie:) Wiecie, jakie to trudne bez podpowiedzi? Co ja mam o sobie napisać?

1. Główne motto życiowe- Today is the best day in my life o czym staram się pamiętać i wyciskać każdy dzień jak cytrynkę.
2. Lubię ludzi, tak po prostu.
3. Dom i rodzina to dla mnie pępek świata.
4. O matko!.... Dużo czytam, książki, gazety. Czytadło, a często wiele czytadeł, jest na stałym wyposażeniu mojej sypialni, gdyż zazwyczaj czytam wieczorem.
5. O mateńko!... Robótki ręczne to moja pasja- szydełko, druty, malowanie, decoupage, haft, patchwork, klejenie, cięcie, cudowanie, ikebana. Upiększam dom rękodziełem na maksa:)
6. O matuleńko!... Jestem romantyczką. Szybko się wzruszam i płaczę. Sentymenty gonią sentymenty:)
7. Oł, joł! A tak do rzeczy- brzydka, gruba, prosta baba ze mnie! Joł!

Ślicznie dziękując za docenienie puszczam zachwyty dalej:


http://frankowyzakatek.blogspot.com/

http://homemeandmore.blogspot.com/

http://voncologne.blogspot.com

http://lattehouse2012.blogspot.com/

http://ystinowo.blogspot.com

http://kolorowemarzeniaali.blogspot.com/

http://efemerycznie-margo.blogspot.com/

Dałabym każdemu, wiadomo, ale jest tylko siedem, toteż dałam siedem, z wielu względów, tym dziołchom:)
Jeju, o innych rzeczach innym razem bo ja do was jeszcze muszę powpadać:) A lektura taka miała być, że hej!
Na koniec coś optymistycznego. Enjoy:) Może takiego to ja często nie słucham, ale sprawdźcie bo czlowiek wie, co mówi:)


Na koniec tradycyjnie dziękuję za Waszą obecność tutaj, dzięki, ze wpadacie. Serdeczności i trochę ochłody chyba nie? Ale nie za dużo:)
Tymczasem
Ps. Nie gniewajcie się, że ja zawsze pędzę w tych postach ale tyle sie chce napisać a czas leci jak szalony. No to pa!

poniedziałek, 22 lipca 2013

Księżniczka na ziarnku grochu

Royal Baby:) Właśnie internet zdradził mi nowinę, że księżna Kate zaczyna rodzić:) Niech rodzi, to dobrze:) Wszystkie matki wiemy, jak ciężka jest ciąża, jak trudny jest jej ostatni miesiąc. Wyglądasz już jak kaszalot, ciężko ci zawiązać sznurówki, od kilku miesięcy boli cię kręgosłup, nie ma jak spać i te wszystkie atrakcje. Niech się żadna mamusia nie obraża- opisałam swoje ostatnie chwile ciąży. To ja tak miałam, choć pewnie kilka z was również:)
Teraz rodzi się książę:) Tak myślę ja, że to będzie chłopiec patrząc na kształt brzucha jego mamy:)
Kibicuję im po cichu, trzymam kciuki, jak kobieta kobiecie:)
W sumie niech kobitka wytrzyma do jutra:) Jutro moje Baby Royal :) ma urodzinki, więc święto będzie podwójne i międzynarodowe:) Ach, takie tam.
Ale prawda jest taka, że jutro o 22:55 narodzi się moja piękna córka- po raz dziesiąty:) To dla nas wielka chwila, głównie dla niej oczywiście...ale wiecie- ja wtedy zostałam mamą, spełniło się moje wielkie marzenie o dziecku, w szczególności to o córce:)
Mój mały bobas- dziś "zacna prukwa" lat 10:)


Dziesięć lat później:)

Sto lat szczęście moje, moje spełnione marzenie:)

Ostatni tydzień obfitował w wydarzenia miłej treści. Panował "nadczas" a nadczas skutkuje robotami różnymi.
Wytłumaczę się może z tytułu posta:) Wzięłam się ostro za szycie poduszek. Do tego stopnia, że maszyna rozregulowała się kompletnie, bez serwisu szyła nie będzie. Ale- mieszkam jak księżniczka na ziarnku grochu, poduszek u mnie dostatek:) Od EWCI dostałam gąbkę za co ślicznie dziękuję:) i mój dom pęka w szwach od poduszek. Wszystkich nie udało mi się sfotografować co w późniejszym czasie nadrobię, w dodatkowych aranżacjach:)


Poduchy są nam wszystkim dobrze znane:) Z jednej strony gwiazdki, z drugiej paski. Zauroczyły mnie na tyle, że mam już granatowe, miętowe i błękitne. Dla każdego coś miłego. Kolor miętowy w przypadku tego materiału jest cudny:) Mam już po dwie z każdego koloru:) YUPI:)

Z kroniki parafialnej:
Wakacje chwilowo wstrzymane z powodu awarii samochodu. Alternator odmówił posłuszeństwa w trakcie piątkowego wyjazdu na imprezkę:) Zobowiązał nas do niespodziewanego powrotu do domu, bez świateł, klimy i radia:) Aktualnie w trakcie serwisowania, więc wyjedziemy po naprawie. Jutro? Pojutrze? Nie wiem, ale nogami przebieram z całych sił.

No to się pochwalę kolejną rowerową wycieczką po okolicy. Największe ukłony należą się Młodemu. Dzielny facet pedałował 16 km nad jezioro, utrzymując się w czołówce peletonu:) Na koniec się popłakał ze zmęczenia:)

Mocno was zachęcam do penetrowania okolic waszych domostw:) Każdy swoje cuda znajdzie z całą pewnością:)






Wiecie, że czasem nie mogę uwierzyć, że tu mieszkam? Gdyby nie film "Nigdy w życiu" przypuszczalnie mieszkałabym w bloku w mieście rodzinnym, nie szukałabym domu:) Po kilkukrotnym obejrzeniu tego filmu, tak się z mężem zakochaliśmy we wsi, że kupiliśmy dom. Niewiele wiedząc, popełniając masę błędów, idąc na żywioł. To była bardzo dobra decyzja:)



Dobra, bo jak ja dalej tak o wiosce będę to cierpliwości wam nie starczy:) Chociaż mogłabym w nieskończoność:)

Dom tonie w poduszkach, ale to już wiecie. Poza tym odpoczywamy. Pełną gębą odpoczywamy:)


Jeść też jest co- raczymy się leczem z własnych cukinii:)
Po odpoczynku jemy dalej:)

Trzeba się szanować nie? Poleżymy troszkę:) Może na trawniku?


Na koniec powiem wam o jednej ważnej rzeczy. W trakcie wycieczki na rowerkach natknęliśmy się na mały cmentarz w lesie. Byłam zaskoczona. Mieszkam w rejonie, który znacznie ucierpiał w trakcie drugiej wojny światowej. Niedaleko przebiegała linia dzieląca okupację Niemiecką i Rosyjską. Uczę dzieci historii Polski, działań wojennych, więc opowieści o walkach nad Bzurą nie mogło zabraknąć. I tak dotarliśmy na miejsce spotkania z historią. Wiecie, że moje cudowne dzieci pieliły groby tych  żołnierzy? To była bardzo wzruszająca dla mnie chwila. Chwała bohaterom, cześć ich pamięci!
W dzisiejszych czasach, kiedy sami nie wiemy, co to polskość, niejednokrotnie się wstydzimy, kiedy jesteśmy nagle w  Europie tylko dzięki wstąpieniu do Unii, tak ważna jest znajomość historii. A czasy nadchodzą nieciekawe, jeśli Polska już nawet Ukrainie nie może wypomnieć ludobójstwa... A moja rodzina od strony taty wywodzi się właśnie z Wołynia i majątek również utraciła...Dziś lepiej o tym nie mówić, dokładnie jak za komuny. Czytałam niedawno cudny artykuł o tym, jak to świadomie i przy pełnej współpracy dajemy odciąć sobie głowę. Ale może o tym innym razem, w końcu kilka okazji się zbliża.
W każdym razie ja swoją polskość noszę dumnie.

Kochani, ściskam was mocno. Lecę wyczekiwać wyjazdu:)
Dziękuję wam za obecność w tym miejscu, za bardzo liczne komentarze, cudowne słowa.
Nasz świat internetowy to na prawdę szczególne miejsce i niech takie pozostanie.
Słońca i dobrego humoru życzę:)
Tymczasem

wtorek, 16 lipca 2013

Wakacyjny luz

Co robię, kiedy nic nie robię?
Lato w pełni, serce rwie się do wyjazdu, już za chwileczkę, już za momencik:)
W takich chwilach trenuję "nadczas". Czasu jest tyle, że ciężko coś z nim zrobić. Bo jedna nogą już nad woda, drugą cały czas w domu. I wtedy mamy nadczas. :)
Spożywam więc ten nadczas na rowerze, coraz głębiej penetrując okolice. Odkryłam cudne miejsce. Jakieś 4 km od domu, wśród pół i pól:) Nie mogłam uwierzyć, że to za zakrętem. Nie miałam aparatu, żałowałam strasznie, bo tak cudnej kapliczki chyba nigdy nie widziałam! Przekażę wam te wieści wkrótce:)
Miało być o żniwach. O, ja prosta kobieta ze wsi! Zamarzyłam o żniwach i pojechałam ich szukać. Jedna jaskółka wiosny nie czyni jak się okazało. Jednego dnia snopki cudne stały, bocian wśród nich spacerował na wyciągnięcie ręki. Aparat w domu odpoczywał, a ja myślałam, ze wyskoczę z siebie! Pojechałam tam następnego dnia myśląc, bocian się już nie trafi ale snopki takie malownicze.....Zdążyli sprzątnąć a innych nie znalazłam:) Tak więc o żniwach nie będzie bo należy wiedzieć, że się jeszcze nie rozpoczęły:) No, ale o tym trzeba wiedzieć, zanim się głupot nagada.:)
Zrealizowałam za to moje prywatne marzenie o snopkach. Pędzel w ruch, choć już dawno tego nie robiłam:) Poniżej efekt.

Rozmiar 18x24, olej na płótnie.
W trakcie sesji wpadł do bardzo zabytkowego koszyka. Za ten koszyk prawie dałam się pokroić albo faceta miałam pokroić. Będąc na ryneczku w pewnym miasteczku ( w dotychczasowym życiu zawsze był to bazar lub bazarek w zależności od rozmiaru- ot regionalizm, dziś, na wsi, to zawsze rynek) widzę, jak facet pakuje do koszyka liście kapusty. O matko! Przecież ja muszę mieć ten koszyk! Panie, sprzedaj mi pan- no chyba oszalałaś kobieto, ja w tym króliki wożę- panie, ale mnie on strasznie potrzebny- ale on ma dno sztukowane i jedna rączka odpadła- to nic, dla mnie on cenny, sprzedaj pan- no coś pani- proszę- nie- proszę- no dobra, niech tak bedzie- ile?- nie wiem- no ile?- 5 zł- BIORĘ! :)
I tak mam, autentyczny vintage, z jedną rączką, po króliku:) Zastanawiam się nad bieleniem ale on taki cudny w swej starości:) Do domu i ogrodu, za wymęczenie pana i 5 zł:)

Pozostając w temacie malowania- dołączyły łodzie do łodzi. Korytarz, w zasadzie schody otrzymały nowe łodzie. Widać, co mi w głowie siedzi:)


Miałam ostatnio okazję poznać wspaniałą BABECZKĘ :) Kobitka pełna pasji i zdolności zgodziła się przygotować dla mnie tabliczkę:) Zajrzyjcie do niej, jeśli jeszcze nie znacie, ale pewnie znacie:)
Qrka ozdobiła mój salon, który powili przechodzi całkowitą metamorfozę:)

 Nie przejmujcie się krzywo stojącą lampą ale to w końcu Ikea, więc wiadomo, jak jest:)

Dalej kompletuje się wystrój sypialni. Nie wiedziałam, jak zrobić zdjęcie, bo klatka sąsiaduje w biurkiem Lubego. Dekoracje rozszerzają się na jego teren, więc niebawem nie uniknę:) Luby postanowił na blogu się nie chwalić swoją urodą, co jakoś muszę uszanować:)
Tak więc zdjęcie, trochę koślawe:)

 Klatka kupiona za kilka groszy, różowa z "cudnymi" ptaszkami na suchym bukiecie zyskała nowy look:) Dumnie powiewa po prawicy łóżka a wieczorem zapala świeczki:)


Czy jeszcze wytrzymujecie te wynurzenia? Bo ja w zasadzie chciałam jeszcze o urodzie wsi...ale się tyle porobiło:) Z drugiej strony nie wiem, czy nagle nie wystrzelę na wakacje, więc może jeszcze mały ślad zostawię? U mnie ze wszystkim tak samo- wakacje też "pakują" się nagle i z piskiem opon wyruszają o różnych porach:) Nie znasz dnia ani godziny.

W trakcie moich licznych podróży rowerowych w ostatnim tygodniu natknęłam się na takie tam:)


I moje TOP 10:)

Uwielbiam przydrożne kapliczki. Ogromna moc i wiara jest w nich zaklęta.
Wiecie, że odkąd mam licznik kilometrów na rowerze przejechałam ich ponad 300? Szok:)
Pożegnam się już. Dziękuję za wszystkie miłe słowa otrzymane od was, za każdy komentarz, za odwiedziny. Odpoczywajcie:)
Tymczasem

piątek, 12 lipca 2013

Morskie opowieści

Ciśnie się na usta: "Kiedy rum zaszumi w głowie, cały świat nabiera treści, człowiek wtedy chętnie słucha morskich opowieści". Znacie tę szantę?
Młodego pokój skończony, pewnie prawie skończony, jak wszystko w moim domu. Żadne pomieszczenie nigdy nie jest skończone, żyje razem ze mną:) Dowieszam, odwieszam, przestawiam:)
Z racji nie posiadania w domu siostry Wiktor całe dnie spędza z mamą:) Malujemy razem, cudujemy. Co chwilę przynosi mi coś, co należy przemalować czy zmienić. I tak dni nam upływają.
Młoda dzwoni z kolonii, chyba trochę za często. Ogólnie zadowolona, czasem znudzona, stęskniona. Jak to na pierwszym samodzielnym wyjeździe. Wraca z poniedziałek.

Wiem, że część z was czeka na zdjęcia tego pokoju więc przedłużać nie będę:)
Nie malowałam ścian. Trochę żałuję, ale kompletnie mi się nie chciało:) Nie od razu Kraków zbudowano nie?:)


W pokoju Małego Ludzika zawieszona jest lina. Dynda na niej całymi dniami, rozbija się o szafki. Jak prawdziwa małpka:)

Muszle wszelakie jako element niezbędny.


Na koniec niespodzianka:) Specjalnie do tego pokoju przygotowałam tabliczki. Jedna co prawda na różowo, o co Młody się obraził, ale nic to:) Straszna zniewaga dla młodego mężczyzny mieć różową tabliczkę:) Apropos, mała anegdota. Do przedszkola miałam przynieść mały ręcznik do rąk. W domu był tylko różowy taki mały więc skrupulatnie podpisałam i zaniosłam. Za dwa dni opiekunka mówi, że zdaniem mojego syna, to nie jest jego ręcznik. Jak to? Przecież podpisany... Tak, ale Wiktor mówi, że mama nie mogła mu dać różowego bo to dla dziewczynki:)


I na różowo:)


Ściskam was serdecznie odpływając w mój niebyt. Zachwycają mnie żniwa, sianokosy i temu się poświęcam, o czym niebawem.
Dziękuję za wszystkie komentarze, za waszą obecność.
Tymczasem

poniedziałek, 8 lipca 2013

Spędzam czas

Uf, tyle się ostatnio dzieje, że normalnie nie wiem, od czego zacząć!:)
Planowałam posta o dziecięcym pokoju w stylu marine. Ale, ale...zanim go wyprodukowałam narobiło się wiele innych. Tak więc dziś nie będzie o pokoju tylko o spędzaniu czasu, naszego, czyli SLOW.
Bo w sumie...czy jest sens się przemęczać? Kiedy takie piękne lato, nastroje magiczne, gołe stopy na trawie? Ludzie, kogo obchodzą jakieś pokoje?:) To tak trochę żartuję oczywiście, bo mnie te pokoje obchodzą bardzo:) Lubie wszystkie pokoje mieć cudnie urządzone, zadbane, wymalowane, wystrojone. Czasem sił nie starcza, innym razem kasy ale grunt to do przodu. Ha, grunt to ziemia jak mawiają mędrcy. Do ziemi więc, czyli do ogrodu.

Był sobie piątek i przyszli sąsiedzi. Najlepsi sąsiedzi jakich znam. Pomogą zawsze, dobrym słowem wesprą. To dobrzy ludzie:)
Było jedzonko i ognisko oraz długie rozmowy nim nas komary wielkie jak nietoperze do domów nie pogoniły:)
 Takich sąsiadów też wam życzę:)




 Piątkowe SLOW rozpoczęło weekendowe. Cóż zrobić z żarem z nieba?

Gangnam Style przy zraszaczu odtańczyć a na obiad młoda kapustka z bułeczką. Co by się nie przemęczać:)

Czas porzeczek nadszedł, więc serwujemy ciasto. Zdradzę wam sekret! Malowniczo i smakowicie wygląda, ale nie róbcie ciasta z czarnymi porzeczkami:) Zachowajcie na kompot, bo w cieście są fatalne:) I tak mi wyszło kucharzenie, z którego mąż nawet ucieszył. Ble:) Zdjęć obrzydlistwa nie załączam:)

Zauważyłam, że w dzisiejszym poście wyjątkowo dużo zdjęć dziewczęcia jest. Wiecie dlaczego? Bo wyjechało dziewczę, matkę niewdzięcznie zostawiając z pustym gniazdem!
Pierwsza kolonia w jej życiu, w moim pierwsza rozłąka z nią. Wczoraj przeżywałam, dziś jako jedyna w domu nie uroniłam łzy... Zobaczymy się za osiem dni. Dojechała, poplażowała, z pokoju zadowolona więc będzie okej. Ciekawe tylko jak jej matka to zniesie:) Ale cicho sza! Nie mówcie jej, że tęsknię:)



Dla otarcia łez pochwalę się ogródkiem. Chyba już się połapałam, o co w nim chodzi. Zapowiadałam, że jeśli w tym roku wyrosną mi: własne malwy, naparstnice i kosmosy ogłoszę się MISTRZEM OGRODNICTWA:) Niniejszym ogłaszam:)

Niech wam nikt nie mówi, że malwy jak już posadzicie to są. Trzeba je sadzić co roku a i tak zakwitną w następnym. To samo z naparstnicami. Obydwa cudne kwiaty są dwuletnie i nie ma inaczej, wszystko jedno, co wam mówią.:)
I jeszcze trochę tego tałatajstwa:)
W liliowym nastroju:


I ogólnym:

Zastanawiam się, czy na jesieni nie zainwestować w trawę w rolkach? To dobre rozwiązanie i nie wymaga wiele zachodu. Jakby tak do kwiatków?
Mogłabym tak w nieskończoność ale z uwagi na szacunek dla was- oszczędzę:)
Jak to mawiał mistrz klasyki Kubuś Fataliasta: jeśli nie jesteś wdzięczny za to, co do ciebie mówię, powinieneś być za to, czego ci oszczędzam:) Bajka po prostu, jak ze mną:)
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, miłe słowa, które doskonale działają na moją chęć do pracy:)
Serdeczności
Tymczasem, następny post będzie o pokoju...na świecie:)



czwartek, 4 lipca 2013

Biało i pracowicie oraz nagrody

Lato nadeszło kochani!
Żar z nieba się leje, dzieciaki w nastrojach wakacyjnych. Nic, tylko wyjechać gdzieś:) Gdyby tylko nie ta praca blokująca zawsze wszelkie pomysły:)
Prawie zakończyłam prace nad przedpokojem na górze. Miałam kupować jakąś konsolę, dziwny mebel wypełniający pustawe wnętrze. Szukałam, zwlekałam aż dotarłam do garażu. Stała sobie tam babuleńka, poczciwinka staruszeczka. Nadstawka od kredensu jeżdżąca z nami przez wszystkie mieszkania. Dotarła do garażu i tam została, gdyż korniki zrobiły z niej niezłe sitko.
Wstałam, tupnęłam nogą i przytargałam do domu. Farbą szast prast i mam swój mebel wymarzony:) Nawet jej specjalnie nie odnawiałam. Podobają mi się te korniki pomalowane na biało, to takie schabby schic i dokładnie skandynawskie.
Znając realia mojego domu, nadstawka już niedługo zapełni się książkami, które czytam i kupuję namiętnie. Tym samym prace nad przedpokojem zakończone, może na ścianie jeszcze zawiśnie jakiś drobiazg.




W tak zwanym "międzyczasie" czyli od kilku miesięcy robiłam firaneczkę koronkową. Udało mi się ją w końcu zakończyć i niewątpliwie w szoku jestem:) Bo ze mnie to taki raptus- szybko się napalam i szybko spalam. Roboty szydełkowe, drobne i delikatne lubię bardzo ale gotowe:) W trakcie pracy zazwyczaj się zniechęcam i frustruję, bo nie lubię mieć rozgrzebanych prac:) Taki przypadek ciężki i upośledzony. Zakończyłam jednak, już nawet okienko zdobi. Frontowe, odfurtkowe- ładnie:)


Wianków też w domu przybywa. Lubię je bardzo, w letnim nastroju:)


Troszkę migawek ze wsi:)

Chciałam się pochwalić! Kochani, mam wodę:) Normalne ciśnienie jak nie wiem co:) Wspomniane ciśnienie w moich kranach zawsze było marne ale ostatnio to już nie nazywało się ciśnieniem. Taki ciurek sobie leciał, na dodatek jednocześnie tylko z jednego kranu. Przyjechali szefowie, podumali, różczką czarodziejską pokręcili i zadecydowali, że bez kopareczki się nie obędzie. Czekaliśmy ze trzy tygodnie, w między czasie tracąc nadzieję. Jakie zdziwienie było jak zobaczyliśmy kopareczkę na horyzoncie! :) Teraz wody mamy nawet za dużo, jakąś imprezę nad basenem trzeba urządzić chyba:) Ot, zdobycze cywilizacji:)

Kochani, coraz więcej jest mnie w blogowym świecie, coraz bardziej się znamy. Chciałam przekazać wam mój zachwyt, podziękować, pochwalić. Ten nasz mały świat to fajne miejsce pełne dobrych, bezinteresownych ludzi. Coraz więcej od was doświadczam i dziękuję wam za to:)
Ostatni mój post o modernizacji pokoju malucha zainspirował Sylwię do przesłania mi katalogów Lexingtona. Wprowadziło mnie to w uczucie szoku, że jej się chce, że poświęci swój czas i pieniądze aby coś dla mnie zrobić. To nieprzeciętnie miłe. Dziękuję Ci kochana. Katalogi już mnie zainspirowały, poduch zacznę szyć masę,narzutka w gwiazdki tez się u Młodego pojawi. Ten styl świetnie pasuje do marine...on w ogóle pasuje do mojego domu:)  Śliczne dzięki.


Drugą niespodzianką blogowego świata jest fakt...że WYGRAŁAM CANDY!:) O matko!
Moja nagroda pochodzi z bloga Bożenki. Kochana, bardzo ci dziękuję, to pierwsza moja wygrana.
Norweski magazyn wnętrzarski jak ta lala a czekoladki już pożarte:) Smaczne były.

Dziś to chyba na tyle. Nie będę zajmować wam więcej czasu:)
Pozdrowienia serdeczne, słoneczne, wypoczynkowe:)
Za wszelkie komentarze bardzo dziękuję:)
Tymczasem