Od wczoraj wiadomo o zaginionych na Broad Peak.
Bardzo współczuję rodzinom, współczuję im samym. Przed oczami stoi mi jednak książka, która czytałam kilka miesięcy temu. Pamiętnik himalaisty oraz żony himalaisty którego pochłonęły góry. Olga i Piotr Morawscy "Od początku do końca"
Dokladnie taka jest ta książka.
Obserwujemy życie himalaisty i z himalaistą od strony kobiety i matki oraz kompletnego pasjonata. To historia wielkiej miłości, masy poświęceń, egoizmu (tak!), którego ja nie rozumiem.
Facet musi, natura go wzywa. Ma swoją pasję i ma odwagę całkowicie się jej poświęcić.
Kobieta? Też musi. Dostosować swoje życie do poczucia wiecznego zagrożenia, wielkiej niewiadomej. Takie życie to również samotność. Codziennie sama, dzieci się rodzą, pory roku zmieniają a ona sama. Obserwujemy jej dojrzewanie. Z każdym rokiem coraz lepiej radzi sobie ze sobą, oddalają się od siebie.Pamiętam jej stwierdzenie, że kiedy mąż zjawia się w domu to nie może się odnaleźć, szuka swojego miejsca jednocześnie planując kolejna wyprawę.
Pewnego dnia odpada ze ścianki i na zawsze zostaje w górach.Dhaulagiri to jego wieczny dom.
Książka zapadła mi głęboko w pamięci.
Polecam tę pozycję.
Teraz dowiadujemy się o zaginionych w Karakorum. Mam wrażenie, że trochę wiem o ich życiu. Przypuszczam, że podobnie patrzą na życie jak Piotr Morawski. I chyba tego nie rozumiem.
Jednocześnie mam nadzieję, że sie odnajdą, że nie postawimy kolejnego krzyża w górach. Mocno trzymam kciuki.
Z natura nie ma żartów.
Jak to mówią ludzie gór- ZWYCIĘŻYĆ ZNACZY PRZEŻYĆ.
Ja podobnie jak ty nie rozumiem tego wezwania gór. Dlaczego się wspinasz na góry, dlaczego zdobywasz kolejne szczyty? Najczęstsza odpowiedź - bo one tam są. Mój organizm nie potrzebuje takiej dawki adrenaliny, myślę tutaj także o innych ekstremalnych sportach, albo co innego dostarcza mi podobnej satysfakcji. Lubię góry, lubię być w górach, często jeżdżę ze względu na ich bliskość, ale dla mnie istnieje pewna granica, być może jestem nietypowym facetem, nie mam też żyłki podróżnika, odkrywcy. Tym bardziej jednak dla mnie są interesujące historie innych, staram się ich zrozumieć, czytałem np. Amundsena "Zdobycie bieguna południowego"
OdpowiedzUsuńJa też tego nie rozumiem.I zgadzam się -swoisty egoizm-wyżej,dalej,więcej .Co tam reszta ważne ,że ja się realizuję.Jak długo będziemy o tym pamiętać-do kolejnej?
OdpowiedzUsuńJa...niestety zasilam Klub Nierozumiejących :(
OdpowiedzUsuńZrozumiałabym...może... gdyby był singlem...może....
Nie chciałabym , by przez moją pasję ktoś musiał cierpieć...
Dziękuję wam za wszystkie komentarze, jak widać nie jestem odosobniona w swojej opinii.
OdpowiedzUsuńTeraz już wiemy, że raczej nie przeżyli. Z powodu przedziwnego popędu za własnymi marzeniami byli gotowi na śmierć i ją ponieśli. To nie wstyd w świecie zdobywców gór.
Jednego im zazdroszczę. Nieskrępowanej prostoty dążenia do zaspokojenia SIEBIE. Ja mam dla kogo żyć więc moje chciejstwo musi zejść na drugi plan. Taka prawda. Przede wszystkim odpowiedzialność za życie, które się dało.
Niech Bóg ma w swojej opiece ich rodziny.
Patetycznie kończąc bardzo was pozdrawiam
A ja rozumiem...Paulino, dziękuję za odwiedziny.
OdpowiedzUsuń