12 lutego 1913 roku przyszła na świat moja ukochana babcia Eulalia. Dziś obchodziłaby setne urodziny:)
W związku z tym będzie o niej. Kochanej babci, wspaniałym człowieku, wielkiej patriotce, artystycznej duszy...
Jak już pisałam ten rok jest szczególny i symboliczny. Na jubileusz stu lat otrzymałam nieznane zdjęcia babci, historie rodzinne. Ciociu Renato- dziękuję, Marcin M.- dziękuję!!:)
A teraz historia rodzinna:)
Najpierw był Julian, "król Lulian" jeśli oglądacie "Pingwiny z Madagaskaru". Julian to mój pradziadek, prapradziadek dla moich dzieci:)
Król Julian urodził się w 1882 w Mordach, dziś województwo siedleckie jako syn Antoniego i Joanny. Nie wiem nic niestety na temat ilości dzieci ale pracujemy nad tym razem z tamtejszym proboszczem.:) Dorzucę jeszcze jedno zdjęcie pradziadka bo mam ich raptem dwa:)
W 1910 roku przyszła na świat Irmina, 1913 Eulalia ( dziś jej urodziny obchodzimy)i w 1915 roku Alina. Niedługo potem na rodzinę spadła bolszewicka plaga- zsyłka w głąb Rosji. Takie informacje przekazuje część rodziny. Był głód, choroby i bieda. Druga strona rodziny z kolei mówi o stanowisku urzędniczym Juliana w Petersburgu i o byciu kamienicznikiem. Już się chyba nie dowiem.
Jedno jest pewne- gdzieś w Rosji zmarła moja prababka Franciszka.
Julian jeszcze trochę się kręcił po wschodzie o ostatecznie około roku 1920 osiadł z drugą żoną Anną w Warszawie przy ulicy Wąski Dunaj, gdzie zmarł w roku 1930.
Eulalia miała 17 lat w chwili śmierci ojca, matkę pochowała między rokiem 1915 a 1917.
Dalszą opiekę zaczęła sprawować macocha Anna. Ze związku Anny i Juliana urodziło się jeszcze czworo dzieci- Zygmunt, Zbigniew, Danuta i Tadeusz. Zbigniew zmarł młodo na gruźlicę, Zygmunt zginął na froncie. Przedstawiam zdjęcie rodzeństwa.
Moja babcia to pierwsza z lewej.
I druga z prawej:)
Rodzeństwo mocno się ze sobą trzymało ale już kończę o nich.
Babcia miała ciężkie życie choć zachowywała pogodę ducha.
W latach 40-tych wyszła za mąż za Zygmunta.
Urodziło się dwóch synów- Darek i Piotruś. Jednak była wojna więc ich czas okazał się być policzony. Zmarli w powstaniu warszawskim, z głodu. Swoją drogą nie ma chyba nic gorszego dla matki jak śmierć głodowa dzieci. I nie pomogło chodzenie, proszenie o jedzenie. Historie rodzinne przedstawiają Lilę sprzedającą swoje futra w zamian za mleko dla dzieci.
Babcia w czasie wojny prowadziła sklep z butami przy ul. Marszałkowskiej. W podziemiach sklepu miała nielegalna drukarnię AK.
Po wojnie przyszła na świat Ilona, później małżeństwo babci się rozpadło.
Na początku lat pięćdziesiątych poślubiła mojego dziadka a w 1954 roku na świat przyszła moja mama- Sylwia.
Drugie małżeństwo babci nie należało do udanych więc szybko się rozstali.
Babcia została sama z dwójką dzieci. Radziła sobie jak mogła. Cały czas prowadziła sklep, wynajmowała pokój lokatorom.
Jaka była?
Uśmiechnięta, towarzyska, obrotna ze zmysłem do interesów, niezależna, rodzinna.
Uwielbiała kwiaty, robotki ręczne, przyjęcia, biżuterię, ciuchy. Jak na prawdziwą kobietę przystało.
Do dziś geranium (tak zwana cytrynka) dla mnie to kwiat babci. Co jakiś czas znoszę go do domu przy sprzeciwie męża jednak się nie trzyma. Generalnie mam rękę do kwiatów ale nie do geranium:)
Babcia kochała swoje rodzeństwo, zawsze dbała o kontakty. Ważna dla niej była również genealogia choć nie zdążyła mi przekazać swojej wiedzy. Często odwiedzała swoją siostrę w Gdyni choć występował problem komunikacyjny.
Babcia uwielbiała bale i przyjęcia. O jej imprezach krążyły legendy.
Haftowała, malowała obrazy, robiła abażury z tiulu, makatki ze starych rajstop.
U babci w domu zawsze było pięknie:) Uwielbiałam do niej jeździć.
Kochała zwierzęta. Całe życie mieszkał z nią jakiś pies a chomiki osobiście rozpłaszczałam pod szyba na leżącą na stole:)
Lila kochała swoje córki nad życie co było powodem różnych dziwnych historii. Kochała swoje wnuki, zabierała do zoo, opowiadała bajki.
Babcia z okazji moich pierwszych urodzin.
Była osobą bardzo sprawiedliwą o wielkim sercu dla ludzi i zwierząt.
Choć życie jej nie oszczędzało do końca życia była uśmiechnięta.
Na koniec rozchorowała się i odeszła tak jak żyła- z uśmiechem i po swojemu.
3 sierpnia minie 25 lat od jej śmierci.
Na koniec dorzucę ukochane zdjęcie ze ślubu moich rodziców.
Babcia w pełnym rozkwicie, dookoła rodzeństwo. Taka dla mnie pozostała.
I osoby na zdjęciu . Od lewej na dole- Agata moja siostra cioteczna, na gorze Maciej mąż Ilony, po prawej od Maćka ciocia Teresa, pod nią Ilona, potem Roman, narzeczony Danuty siostry babci a obok niego owa Danuta, za nią mój dziadek Janusz, obok prababcia Zofia, z przodu w czarnej bluzce Eulalia a za nią jej siostra Alina. Uwielbiam to zdjecie:)
Tym samym kończę moje wynurzenia rodzinne. Jak wiadomo każdy z nas ma takie historie cztery więc może jeszcze kiedyś powrócę.
Sto lat moja kochana!!
Dziś masz wnuczkę która również się para rękodziełem, uwielbia kwiaty i ogród, zwierzęta.
Jesteśmy do siebie podobne.:)
Fajny ten Twój pamiętnik. Wspomnienia trzeba pielęgnować....Mi się wydawało ze ja i moja babunia nigdy nie umrzemy...a jednak odeszła tak dawno ale wspomnienia pozostały...Pa...
OdpowiedzUsuńklimatyczne zdjęcia!!! warto by kolejne pokolenia znały historię przodków.... współcześnie rzadko się już to praktykuje.
OdpowiedzUsuńLubię takie sentymentalne foto-podróże. Trzeba szanować i trzymać takie zdjęcia, by móc do nich wracać...
OdpowiedzUsuń