Kochane istoty, stali zaglądacze i powiększające się grono nowych, miłych osób:)
Jeszcze nigdy nie zaczynałam tak posta, ale tym razem się złamię bo sytuacja jest wyjątkowa:)
Tak dobrze mi tu z Wami być. Dziękuję za wszystkie dobre słowa, za zainteresowanie i uwagę, za dowody sympatii, bezinteresowności, która mnie z waszej strony spotyka. Dzięki jak nie wiem co!:)
Dziś będzie o prostocie i umiarze. Co za tym idzie- za spokojem i szczęściem:)
Mam swoją krówkę, kilka kilometrów od domu. Spotykam się z krówką i jej właścicielką co poniedziałek i odbieram mleko. To wyjątkowe gospodarstwo, gdyż od początku miałam wrażenie, że wszystko tam się toczy harmonijnie. Są zwierzęta i ludzie, do tego pole i bociany. Oni ze sobą dobrze żyją i jakoś tak o siebie dbają. Możecie pomyśleć, że piszę głupoty, ale tak jest. Z tego gospodarstwa emanuje spokój i ziemskie spełnienie. Pani się uśmiecha, konik się uśmiecha, wszyscy mają czysto...etc) Zrobiłam im zdjęcia i pochwalę się, choć nie musicie tego komentować:) Chyba, że jedynie uznaniem dla mojego zidiocenia!:)
Jedno jest pewne- ja do nich strasznie chętnie jeżdżę a wracam pozytywnie podładowana:)
Odkryłam ostatnio, że największe szczęście daje mi umiar. Umiar w jedzeniu, zakupach, posiadaniu. Tysiące rzeczy zagracają moją głowę, denerwują. Nie potrafię i nie chcę żyć w chaosie. O ile przyjemniejsze jest otwarcie lodówki, w której jest tylko kilka superświeżych produktów i oczywiste jest, że na śniadanie jemy twarożek z rzodkiewką:) Gorzej, jeśli z lodówki wypada miliard produktów na granicy przydatności do spożycia bo w markecie była promocja. Właśnie, ja nie chcę tych promocji i zawalania mojego życia. W szafce w łazience 4 jednakowe szampony bo taniej wychodziło przy większej ilości. W kuchni wala się makaron bo przecież się nie zepsuje a zapas to zapas. Taa, na wypadek wojny czy coś? Czy lepiej mieć sześćdziesiąt swetrów? A wróbelek ma jedną nóżkę bardziej?:)
Jak przestałam kwestię ogarniać to zaczęłam wyrzucać aby oczyścić swój świat. Może ktoś się będzie śmiał ale zrezygnowałam z cotygodniowych zakupów w markecie na rzecz wiejskiego sklepu w którym i tak ceny są podobne. To daje spokój, wiecie? Mieć tylko tyle, ile da się wykorzystać, ile potrzebujemy. I to dotyczy wszystkiego:)
Z tej okazji w moim sklepie pojawiły się różniaste patchworki. Kiedyś szyłam ich bardzo dużo, maszynie poświęcałam długie godziny. Kochany w głowę się stukał, kiedy zamawiałam pakę materiałów ze Stanów. Dziś za te materiały dziękuję bo są wspaniałej jakości ale kiedyś przez ocean szły.
Kochani moi. Jeśli macie ochotę na wielką wyprzedaż mojej skrzyni posagowej to zapraszam do SKLEPU. Wszystkie patchworki uszyłam własnoręcznie, w większości z materiałów najwyższej jakości znanych projektantów. Stosowałam wymyślne wzory, cięłam i gięłam na miarę swoim dawnych możliwości. Dziś już mnie nie cieszą jak dawniej ale może ucieszą was. Są praktycznie nowe, może chwilowo zdobiły moje mieszkanie. Otrzymacie je wyprane i wypieszczone, zgodne z opisem:) Zapraszam. Sukcesywnie pewnie będzie się ich pojawiać więcej. Tak, z powodu oczyszczania.
Pracuję cały czas nad wyglądem łazienki. Skoro ma być pokojem kąpielowym to podarowałam jej krzesło:) Samodzielnie wyszlifowałam, wybieliłam. Nie powiem, twarzowe:)
Cudnie miękkie gąbeczki też mnie zachwyciły, a co!:) Takie pasteLOVE.
Nie wiem, czy mam się chwalić mężem własnym:) Czy to wypada? Jeszcze urok jakiś rzucę:) Ale...
Kochany mój buduje Młodemu prawdziwe łoże marynarza, z bali. Strasznie się cieszę, bo hand made i to jakie! Normalnie nikt nie będzie miał takiego łóżka jak mój Młody:) O tym może w następnym poście bo mnie nie zniesiecie:)
W ostatnią niedzielę u mnie we wsi, w kościele a jak, odbył się cudny koncert. To tylko jeden z serii koncertów "W krainie Chopina". Już kiedyś pisałam, że mieszkam niedaleko Żelazowej Woli i u mnie wszystko jest Chopina albo od Chopina czy Chopinem nazwane. Fajne to niewątpliwie bo mam i dworek blisko i kościół, w którym Fryderyk był chrzczony. Często tam na rowerach jeździmy:) Z przyjemnością wybraliśmy się więc do kościoła.
Cóż to za wspaniali ludzie! Nie wiem, czy ktoś z kwartetu był starszy ode mnie:) Pełni pasji, fascynacji muzyką, uzdolnieni a na dodatek chcą poświęcić swoją niedzielę i w kościele grać. To takie niedzisiejsze w erze kultury disco polo. Więcej rzecz jasna w temacie wypowiadać się nie będę.:) Spędziłam godzinę w towarzystwie geniuszy saksofonowych z kwartetu Morfeusz:)To było prawdziwe przeżycie.
Piszę o tym, bo chcę was zaprosić na niedzielę. Oczywiście, jeśli wam po drodze.
Kolejny z koncertów odbędzie się w niedzielę 1 września o godzinie 16 z Żelazowej Woli. Jakieś 50 kilometrów od Warszawy w stronę Poznania. Tym razem międzynarodowi muzycy wykonają utwory Fryderyka Chopina, wszystko w otoczeniu pięknego parku. Myślę, że warto. Ja w każdym razie się wybieram:) Można usiąść na tarasie i się zasłuchać. Wstęp wolny co też jakąś zachęta jest.:)
Powoli na dziś kończę bo twardo zabrałam się za firaneczkę do sypialni. Hand made a co!:)
Za jakiś czas ją wydłubię:)
Ściskam was serdecznie, przypominam o CANDY. Bardzo dużo się tam was gromadzi za co dziękuję:) Przypominam jednak po cichutku o dodawaniu mojego bloga do obserwowanych bo chyba nie wszyscy o tym pamiętają:)
Tymczasem
Cudo firaneczka.... Jestem pod wrazeniem... Czy moglabym prosic o wzor, zrobilabym sobie taka do sypialni... Moj mail: swiecz.beck@googlemail.com
OdpowiedzUsuńWielkie dzieki
Jezu, zapomnialam, przepraszam. Jutro ci go jakoś narysuję bo to taki z głowy. Jakbym zapomniała to mnie szturchnij proszę:)
UsuńCudowny nastrój płynie z tego posta.
OdpowiedzUsuńCzasami taki spokój i cisza są bardzo potrzebne w życiu.
Lasubmersion
Chętnie przybyłabym do Żelazowej Woli, ale bardzo daleko....
OdpowiedzUsuńAleż tu przyjemnie, a ta firanka??? Zazdroszczę szydełkowania!!! Niestety nie umiem :(Pozdrawiam !!!
OdpowiedzUsuńWow! Podziwiam za patchworki! Może zaczniesz znowu je szyć? z materiałów z drugiej ręki :-)
OdpowiedzUsuńChopina bardzo lubię :-)
A firanka zapowiada się przepiękna!
Już jakiś czas temu odkryłam,to co Ty...lepszy umiar,skromny pasztet w lodówce a własny niż tony kiełbas z supermarketu.Sama zaczęłam robić wędliny,przetwory,chleby i dżemy...i celebrujemy moje jedzenie.Czytając Twój post,pomyślałam,że polubiłabyś Monikę i Zorkiego...powinnaś przeczytać ich ksiązki o życiu,gotowaniu,podróżach i pięknie codziennności,właśnie wydali ostatnią częśc swojej książki i piszą o tym co Ty kochasz.Zacznij od:"Czas odnaleziony" a potem:"Dobry wiatr" itd.A na koniec...cieszę się,że Cię poznałam...to dla mnie zaszczyt.Jesteś wyjątkowa,dlatego tak chętnie zaglądamy do Ciebie!!!
OdpowiedzUsuńUFFFF, cóż za moc informacji:) Uwielbiam Cię za to, że potrafisz docenić to, co obok. Właśnie oto chodzi, byśmy ratowali nasze podwórkowe sklepiki i byli bliżej natury. W końcu to dzięki niej jeszcze nie zwariowaliśmy i pory roku to stały mianownik naszego życia:)Doceńmy to. Bądźmy bliżej drugiego człowieka... Pozdrawiam A zapomniałabym- firaneczka przepiękna:)
OdpowiedzUsuńAle się czytało- super!
OdpowiedzUsuńWieś rozumiem jak rzadko kto, bo w niej żyję od lat.
Muzykę Chopina kocham, niestety Ż. Wola bardzo daleko jest...
Ale pisz, nawet jak czytam, to słyszę muzykę!
Pięknie napisane. Zgadzam się w 100 % z częścią dotyczącą kwestii nadmiaru i tego, jak może namieszać w życiu... Jestem na etapie zbierania się do porządków :-)
OdpowiedzUsuńCudna ta firaneczka będzie :-) Pozdrawiam serdecznie!
Mleko od krówki to jest to chociaż w tajemnicy się przyznam, że krów zawsze się bałam i obchodziłam je wieeelkim łukiem :D
OdpowiedzUsuńAch Paulinko! Każdym Twoim postem zachwycam się bardziej! Twoim spojrzeniem na świat (wtedy sobie myślę:o!to własnie jest to!), pięknymi rzeczami, które tworzysz i ogólnie: "całokształtem" :-) Człowiek dopiero jest szczęśliwy, kiedy osiągnie harmonię i spokój, ale z tego trzeba sobie zdać sprawę, Ty tak potrafisz! Ja się uczę od Ciebie :-) Buziaki!
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że coraz więcej ludzi zaczyna dostrzegać to, o czym napisałas. Mieszkam daleko od wielkiego miasta i jego zgiełku i wcale mi nie tęskno, chociaż jak czytam o jarmarkach, spotkaniach, koncertach to wtedy robi mi się tęskno.Wyprawa na koncert czy spektakl to już duże przedsięwzięcie. Co w zamian? Świeże jaja od kurki, twarożek od wiejskiej pani, chlebek z wiejskiej piekarni bez ulepszaczy, czyste powietrze, cisza, spokój, dystans do wszystkiego i wolniej płynący czas. I bardzo, bardzo sobie to cenię. Pozdrawiam i dziękuję za piękny post.
OdpowiedzUsuńKochana, to ja ci dizękuję za piękny komentarz. Napisałaś dokładne wszystko, to sendo mojej miłości do wsi. Za miastem faktycznie nie tęsknię, ba, juz go nawet nie lubię:) Buziaki pokrewna duszko
Usuńale cudo tworzysz sliczne ... moje dziecie dwa latka temu zapytało sie " mamo kiedy pojedziemy do zoo zobaczyć krowę " ... pozdrawiam ciepluteńko
OdpowiedzUsuńJa też kocham wieś < właśnie wróciłam do niej do miasta i zupełnie nie mogę się odnaleźć. Brakuje mi przestrzeni, śpiewu ptaków, pienia (chyba tak się to pisze) kogutów o świcie....Chyba przez pomyłkę Bóg mnie osadził w mieście a powinnam być zwyczajną wiejską kobietą:). Pięknie zrobiłaś krzesło łazienkowe...ja mogę marzyć tylko o łazienkowym pokoju:)Pozdrawiam Ina
OdpowiedzUsuńKto wiem, może kiedyś dane ci będzie zamieszkać na wsi. Marzenia sie spełniają:) Pozdrowienia
UsuńKonik rzeczywiście uśmiechnięty. :)
OdpowiedzUsuńA ja kiedyś oczyszczałam przestrzeń wraz z super mobilizującą do tego książką o Feng shiu. Ale to była czystka! Bo obrastamy w rzeczy - to normalne i od czasu do czasu przegląd i trzeźwy ogląd sytuacji się przyda. :)
pa
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Chopina tak blisko:) Krówka wspaniała, pamiętam jak takie miała moja babcia w Gorcach, a ja co dzień piłam mleko z blaszanego kubeczka. Niestety powoli te wiejskie mikrogospodarstwa wymierają. Upadają na rzecz wielkich wstrętnych hodowli, zazwyczaj należących do ogromnych koncernów. Bo niby małe się nie opłaca... Myślę, że to my, konsumenci, możemy sprawić by się opłacało mieć krówkę czy kury. Nie dalej jak miesiąc temu czytałam w poważnej (podobno) gazecie artykuł "Ekościema". Wściekłam się, że oni chcą udowodnić, że my, ekoLuby, jesteśmy nienormalni i nie mamy racji. Rację mają tylko wielcy producenci chemicznej żywności:/ Kolejna "mądra" gazeta i co? Niewinny artykuł "chorzy ze strachu" o różnych fobiach, m.in. o chemofobii - wstręcie do chemii w jedzeniu :/ Czyli teraz robi się z nas chorych! Ciekawe kto i ile zapłacił im za wypisywanie tych bredni... Dosyć już tych żali, pozdrawiam z ciepłej jeszcze Norwegii :)
OdpowiedzUsuńPoruszasz dodatkowy wątek. Ja tylko o ilościach kupowanych przedmiotów a ty z innej paczki. Masz świętą rację- oni chcą nam wmówić, że tylko ich jest dobre, że chemia i jedzenie modyfikowane genetycznie jest okej. Czy również kiedyś taka masa narodu, z małymi dziećmi włącznie chorowała na raka? Dzięki za mądry głos
UsuńMoże nie do końca w tym temacie, ale ta "Twoja" krówka spowodowała, że żal mi się zrobiło tych maleńkich gospodarstw. Są na przegranej pozycji, a ci co je mają, to chyba już tylko jako hobby.
UsuńSkorzystałam z zaproszenia i jestem :-) Ja jestem typowym mieszczuchem i jest mi z tym dobrze, ale przyjemnie się czyta o wiejskiej sielance i od czasu do czasu wyjedzie się na takową:-) Powiadasz umiar daje Ci szczęście, to jak Ty się kobieto uchowałaś w dzisiejszym świecie?;-) Ja w kuchni wszystko gromadzę, w granicach rozsądku i jestem szczęśliwa jak przywiozę z każdej wyprawy cuda kulinarne, którymi potem częstuję przyjaciół i wspominam pobyt w przyjemnych miejscach:-)
OdpowiedzUsuńI powiem Ci jeszcze jedno, mam podobnego rudzielca do Twojego Babula:-)) Serdeczności!:-)
Witaj Marzenko i dzięki za komentarz. Od dzisiejszego miejskiego świata uciekłam na wieś a teraz uciekam również z marketów:) To ma sens i polskiemu przedsiębiorcy pomagamy:)
UsuńCelem sprostowania, z marketów też uciekam:-) I mam podobne zdanie jeśli chodzi o promocję polskiego produktu:-)) Pozdrawiam:-)
UsuńPrzelałaś moje myśli i odczucia Paulinko. Tak już jest że z początku zachwycamy sie wszystkimi nowościami i udoskonaleniami w naszym szybko biegnącym życiu...a potem klapa! Mączymy sie z tym i tęsknimy za spokojem i naturą. Masz fajnie poukładane w głowie♥♥♥
OdpowiedzUsuńCo do kap to jestem pod wrażeniem, że Ci się chciało tak dłubać - piękne są!!!
A zdjęcia przecudne! I krzesełko pięknie sie wkomponowało...
Dzięki za każde dobre słowo:) Faktycznie, ludzie coraz bardziej tęsknią za naturą, życie z dala od cywilizacji jest w cenie:) Buziaki
UsuńFiraneczkę piękną dziergasz, życzę wytrwałości. Natomiast ja tez jestem za umiarem we wszystkim, jakiś czas temu zdałam sobie z tego sprawę, ale zwłaszcza jeśli chodzi o sposób na życie. Poza tym tez uwielbiałabym chodzić tam gdzie Ty, a już przede wszystkim siedziałabym z kurami w kurniku!! Wiem ,że to moje odchylenie, ale tak mam i tyle!!
OdpowiedzUsuńTo nie odchylenie kochana, to zachowania atawistyczne:) Zerknij do Ptaśka Whartona i możesz siedzieć spokojnie w kurniku:) Pozdrowienia
UsuńWitaj Polinko! Coraz bardziej zazdroszczę Ci tej wiejskiej sielanki.. Marzenia się spełniają, może na emeryturze uda nam się zamienić miasto na wieś:) Podpisuję się pod Twoimi przemyśleniami umiarowymi, racja to jest w 100%.. Szczególnie w odniesieniu do jedzenia.. Nie wyobrażam sobie powrotu do kupowania pieczywa - pieczemy sami I TO JEST TO:) A krzesełko cudne! Serdeczności nadmorskie!
OdpowiedzUsuńAch, też bym chleb piekła ale zakwas zmarnowałam i to dwa razy. Wstyd mi strasznie choć jest nadzieja bo zapasy mąki razowej w domu stoją:) No właśnie- zapasy:) Serdeczności
UsuńI...kropka:) Nic więcej nie trzeba.
OdpowiedzUsuńDzięki kochana i moło cię widzieć po dłuższym czasie:)
UsuńDroga Paulino!
OdpowiedzUsuńPod wszystkim co napisałaś, mogłabym podpisać się obydwoma łapkami!
Bardzo sobie cenię umiar i nie lubię przesady. Mam małe mieszkanie, może i dla wielu bardzo skromnie urządzone, ale nie chce mi się uganiać ciągle za nowościami i tym co akurat jest na czasie, wytyczać sobie coraz to następne cele, które będą dodatkowymi ciężarami u szyi. Nauczyłam się cieszyć tym co mam i dostrzegać urok małych rzeczy.Tak jak nazwa mojego błoga "Mniej jest więcej" - i się tego trzymam. Ostatnio robiłam porządki u siebie w piwnicy. Sporo rzeczy wyleciało, najczęściej moje zbieractwa, jakieś skorupy częściowo już rozkompletowane bo się wytłukły, ciuchy z których już "wyrosłam" (a była nadzieja, że może kiedyś w nie wejdę...hihi!), stare dywany (bo może kiedyś się jeszcze przydadzą)..... Echhhhh... Jestem szczęśliwa, że pozbyłam się tego kramu. Czuję się wolna! Dobrze jest tak raz na jakiś czas oczyścić atmosferę z niepotrzebnych klamorów... ;)
Firaneczka bardzo ładna... Zyczę Ci wytrwałości w tym projekcie...
;)
Dorotko, cieszą mnie każde słowa od ciebie:) Super jest czasem powywalać nie? Musimy chyba urządzić jakieś rozdawajki tych bardziej wartościowych rzeczy wyrzucanych:) Buziaki
UsuńOooooo taaaak!
UsuńPiwnica już pusta, ale czeka mnie jeszcze porządkowanie szafek w domu!
Znajdzie się sporo dobra do porozdawania! ;)
Tej ciszy i spokoju nie zamienię na nic. Widoku uśmiechniętych muciek, których już w naszej wsi tylko kilka, też nie oddam. Jeśli musiałabym kiedyś wrócić do dużego miasta, byłabym tak potwornie nieszczęśliwa, że aż boję się o tym myśleć.
OdpowiedzUsuńA pod Twoimi słowami o umiarze, podpisuję się z przekonaniem!
Podziwiam Twoje zdolności, wszechstronność, duszę artysty, olbrzymią empatię i wyjątkową wrażliwość :) Cudowne patchworki, takie dopracowane!
Ściskam mocno!!!!
Z krowami tak sie porobiło, że przestały się opłacać. Omawiałam ten temat z kilkoma właścicielami krówek i to najczęściej po jednej sztuce. Ich nie stać na zapewnienie krowom odpowiednich warunków bytowania (sic!) a poza tym mają limity na oddawanie mleka do mleczarni i kiedy ich nie wyrobią to kary płacą. Taka Unia przeklęta:)
UsuńDzięki za komplementy, zapadnę się pod ziemię:)
sama prawda, i nie zapadaj się, bo już nie mogę się doczekać następnego wpisu :))))
UsuńSą takie miejsca, są tacy ludzie, są takie domy, jakie wprost emanują spokojem, harmonią i wszystkim tym co pozytywne i wyciszające! Osobiście uwielbiam takie miejsca w związku z czym zupełnie się Tobie nie dziwię, że z przyjemnością się tam pojawiasz!
OdpowiedzUsuńLubie muzykę... Tę klasyczna również. Każda nuta wysłuchana na żywo ma zupełnie inne i niezapomniane brzmienie. ;-))
Pozdrawiam i wiele serdeczności posyłam ;-))
Dziękuję za dobre słowo, kolekcjonuję i zapamiętuję. Buziaki ślę:)
UsuńKiedy wyprowadziłam się na wieś , pełne wózki...a wracając z przedszkola(za niedługo ze szkoły) w sklepiku świeże co nieco...
OdpowiedzUsuńAle przedmioty gromadzę ..gromadzę i nic na to nie poradzę :)Uwielbiam do nich wracać i z nimi się przepraszać ale wyprzedaż niektóre będą musiały zaliczyć .
Chopina nie bardzo..za to na irlandzkie dźwięki bardzo ucieszona jestem . Pozdrawiam Cię ciepło i podziwiam za patchworki...to jest mrówcza robota !
Dokładnie tak- otaczam się przedmiotami jak najbardziej. Wywalam ciuchy, kosmetyki i jedzenie tzn teraz już nie kupuję. Wydaję na Laursena i takie tam:) Serdeczności
UsuńTwój kąpielowy pokój to prawdziwy salon, to krzesło jest cudne, kawał dobrej roboty kochana!!!!!
OdpowiedzUsuńAja już nic nie napiszę, bo ... wszystko zostało napisane... Fajnie, że mogę tu zaglądać Paulino.
OdpowiedzUsuńNo cóż, zapraszam z całych sił
UsuńMuzyka Chopina często gdzieś słyszana zawsze urzeka. Pamiętam koncert na świeżym powietrzu one są moje ulubione :)pozdrawiam i gratuluję wyróżnień :)
OdpowiedzUsuńJakie piękne krzesełko, widać, że się kochana napracowałaś, ale widać efekty. Jest prześliczne. Widzę, że strasznie zdolna jesteś i już się nie mogę doczekać zobaczenia firaneczki...
OdpowiedzUsuńBuziaki
No swojego mleka od szczęśliwej krówki to ja się u siebie nie doczekam. Ale co tam - i tak do kawy tylko dodaję, bo generalnie mleko słabo trawię. Ale z tymi zakupami to już bardziej. Chociaż ja nadal przy markecie zostaję raz w tygodniu. Do najbliższego sklepu (gdzie cena nie zabija) też mam kawałek, wiec tak czy siak wyprawa. Wolę raz na jakiś czas, bo innej roboty mnóstwo. Ale zawsze z zaplanowanym menu na cały tydzień, ze ścisłą listą zakupów i bez błąkania się po regałach ;)Budżet okiełznany, obiadki zaplanowane i święty spokój ;)
OdpowiedzUsuńA co do innych nagromadzonych cudów - jestem na etapie odgruzowywania (bo kolejna przeprowadzka - już ostatnia chyba!). I tak cicho powiem, że tych wszystkich przydasi mam chyba jednak mniej niż mój M. I zawsze stosuję zasadę Perfekcyjnej Angielskiej - albo użyteczne i wykorzystywane, albo bardzo mi się podobające, albo ekstra sentymentalne. Inne rzeczy out!
Mieszkam w mieście, ale nie w centrum. Jest cisza i spokój i blisko ogródek. Dobrze mi z tym. Jedynego czego mogę pozazdrościć, to możliwości zakupu świeżych dobrych produktów. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSie podpisuje.
OdpowiedzUsuńA jak skonczysz firaneczke to sie koneicznie pochwal. Ja nie mam cierpliwosci do tego typu robotek.
Serdecznosci z Alzcji,
Kasia
ps.lece obejrzrec patchworki:))
Ciekawy blog miło mi za odwiedziny pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW dużym mieście ciężko o takie świetne produkty żywieniowe. Sama jestem świadkiem jak małe lokalne piekarnie i sklepiki nie wytrzymują konkurencji z marketowymi molochami i padają. Szkoda:(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Paulinko, strasznie lubię do Ciebie zaglądać! Spokój wtedy taki na mnie spływa... Pisz tak częściej, bo po powrocie z pracy człowiek ma czasem ochotę wszytko rozszarpać, a tu takie sielskie klimaty, spokój, cisza... Ach... Zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)))
Nic dodać, nic ująć. Dobrze się czytało Twój post....a firanka w sypialni będzie boska!:)
OdpowiedzUsuńMusisz mieszkać we wspaniałej okolicy, gospodarstwa, Żelazowa Wola...pieknie;)
OdpowiedzUsuńKrzesło wspaniałe poczyniłaś, uwielbiam biel z przebijającą faktura ciekawie;)
Pozdrawiam cieplutko
Też przedłożyliśmy wieś nad miasto i też spowalniamy ;o) Wcale się z Ciebie nie śmieję - mam tak samo - czasem wyrzucam/oddaję/sprzedaje różne nadmiary... A firaneczka z sercem jest cudowna i baaardzo chciałabym mieć takie zazdrostki w kuchni... Podoba mi się Twój blog, więc pozostanę ;o)
OdpowiedzUsuńNie chciałam zapisywać się na candy, bo w zasadzie nie zapisuję się na te, w których warunkiem jest obserwowanie. Ale... poszperałam trochę po blogu i postanowiłam, że jednak będę obserwować :) Lubię takie klimaty, a że też jestem ze wsi, to tym bardziej interesuje mnie Twije życie. Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńWieś na zdjęciach, przejazdem, na wycieczce , zachwyca, pociąga i wydaje się czymś odległym dla nie których z nas nie do zdobycia, ale wieś to nie tylko przestrzeń, własny ogródek, to ludzie bardzo ciężko pracujący [ nie mają świąt i niedziel] maszyny musi ktoś obsługiwać, zwierzęta, a docenienia brak [w urzędach traktowani jak zło konieczne]. Fajnie popatrzeć jakie mają auta,[to są nieliczni] a większość mieszka bo nie ma wyboru , są dwie twarze wsi i dla wielu mieszkanie na wsi to zło konieczne.W miejscowości której mieszkam jest 1 gospodarz [krowy, uprawa zboża] cała reszta pracuje w mieście , lub ma swój biznes i tym wieś podoba się bardzo , po pracy mają mozliwość odpoczynku w ciszy i na łonie natury, znajomi chętnie odwiedzają i zachwycają się , ale pozostać na stałe i zająć się gospodarstwem , to już niestety w tym siebie nie widzą. Tak więc wieś polska to dwa światy i dwie twarze pozdrawiam Dusia
OdpowiedzUsuńJestem tu kilka chwil i juz czuje ze chce zostac a dluzej:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Marzę o domu na wsi, o zostawieniu wszystkiego do czego nie przywiązałam się i nigdy nie przywiążę, moja siostra ma duże gospodarstwo jest tak zmęczona pracą że ma anemię, ręce jej mdleją, a tylko z powodu nie postawienia się , ja wszystko widzę inaczej za moimi radami powiedziała dość, i tak ma kto te świnki i krówki oporządzić więc teraz wraca do zdrowia. Wszystko zależy od tego co ci na Duszy leży, ja chce wracać, pracować i być samowystarczalną, ten czas jest blisko tak bardzo o tym myślę że pewnie się to zdarzy, nie "ruszają " mnie markety, centra handlowe - nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłam - poważnie. Mój synuś ostatnio jak byliśmy na wsi gonił przez wieś ze starą zieloną emaliowaną kanką po ciepłe mleczko od krówki z dwózłotówką w kieszeni - byłam taka szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńWiem o czym Piszesz. Już odkładam pieniążki na zakup gospodarstwa lub mały domek na dużej działce. Przyciagnę to o czym marzę :)
Pozdrawiam i Gorąco ściskam :)
Karolina
Witam się z rewizytą :) Akurat tutaj, bo post o "jednakiej" firaneczce :)
OdpowiedzUsuńFajowo u ciebie. "Po mojemu" :)