niedziela, 31 lipca 2022

Chill out - czyli o miłości rodziców do siebie wzajemnie

Dziś chciałabym poruszyć kolejny ważny temat, mianowicie bliskość
w małżeństwie, utrzymywanie relacji po opuszczeniu domu przez dzieci.

Na początku związku jesteśmy zauroczeni naszym partnerem, czujemy motyle
w brzuchu. Staramy się, myślimy, wariujemy, żyć bez siebie nie możemy. Nasze życie to karuzela myśli - czy on/ona kocha mnie tak samo, jak ja jego. Chodzimy na randki, piszemy sms, dzwonimy, jednym słowem usychamy bez siebie:)

Zauroczenie przeradza się w miłość, on ze wzruszeniem oświadcza się, ona
z rumieńcem na twarzy przyjmuje pierścionek. Bajka kończy się ślubnym kobiercem.

Znacie te sprawy:) Budujemy dom, na świat przychodzą nasze dzieci, karuzela się rozpędza. Nie chodzi mi o jakieś wielkie rozwodzenie się nad tematem, istotą związku, problemami z tym związanymi. Wiadomo, mamy dom, pracę, dzieci i tysiąc spraw do załatwienia. 

Nie zawsze w tym momencie starcza nam czasu czy sił na bycie ze sobą, pielęgnowanie uczucia. Dzieci, sprawy- to staje się sensem naszego świata. I oczywiście dobrze, że tak się dzieje, dzieci i nasz świat jest ważny...mija dwadzieścia lat.
To, jak dbaliśmy o nasz związek i uczucie między nami najbardziej zaprocentuje właśnie w momencie, kiedy nasze dzieci zaczną powoli usamodzielniać się, opuszczać dom rodzinny. Wtedy dowiemy się, czy między nami jest miłość, czy się przyjaźnimy i czy odpowiada nam spędzanie czasu, którego nagle mamy nadprogramowo. Już nie kręci się ten czas wokół dzieci.

Pętla życia się zatoczy, i znów mamy czas na randki.

Ja, mój związek właśnie wchodzi w taki okres.

Starsze Maleństwo dostało się na studia, ma głowę pełną marzeń i silną potrzebę zarabiania pieniędzy. W związku z tym przez okres wakacyjny pracuje "od deski do deski" i pojawia się w domu późnym wieczorem. Młodsze Maleństwo, licealista również wszedł na swoją drogę. Od kilku dni szaleje
z kolegami z grupy rekonstrukcyjnej, w domu nie bywa, wojsko go wciągnęło na maska. Nawet telefonu nie odbierze, nie ma czasu.:)

I zostaliśmy my- rodzice. Z dużą ilością czasu dla siebie, nie powiem,
z euforią również.

Wspólnie spędzamy czas.

Cieszę się, że w naszym małżeństwie zachowaliśmy dawny żar, że się lubimy. Dwadzieścia wspólnych lat mocno nas scementowało, jesteśmy dla siebie ważni. I choć czasem potrzebujemy sobie przypomnieć, jak bardzo jesteśmy ważni, to wspólne chwile pokazują siłę naszego związku.
Jestem dumna, jestem wdzięczna mojemu mężowi, że jesteśmy razem i że to dla nas wszystko.

Mamy swoje rytuały, wspólne sprawy, poczucie humoru. Wielokrotnie myślimy
o tych samych rzeczach w jednakowym czasie, dzwonimy do siebie w tym samym momencie. Mamy podobny gust, wrażliwość na świat i muzykę. Jesteśmy jak bliźnięta w dobrym tego słowa znaczeniu.  I jestem bardzo dumna z pracy, jaką wykonaliśmy przez nasze dwadzieścia lat, że nie zagubiliśmy się po drodze.

Ti amo amore....ale ty wiesz! 

Tak więc spędzamy wspólnie czas, głównie na wycieczkach rowerowych, piknikach nad wodą i oglądaniu zachodów słońca. 


Wiecie, jaki świat jest piękny, kiedy o zmroku pędzisz na rowerze, 20 kilometrów od domu, bo dziecko za chwilę wróci z pracy? Z uśmiechem, zrelaksowani, pędzimy tulić córkę, wysłuchiwać jej ważnych spraw. Jedziemy do naszego domu, domu stworzonego z miłości. Pracowaliśmy na to 20 lat.

 Przesyłam dużo ciepłych uczuć na nadchodzący tydzień.

Tymczasem

Polinka


3 komentarze:

  1. Najlepsze, co Rodzice mogą dać swoim dzieciom to ich wzajemna miłość!
    Pięknych chwil, Polinko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwadzieścia wspólnych lat w miłości, szczęściu to naprawdę imponujący wynik. Gratuluję, bo to przecież dwie dekady wspólnych wspomnień i doświadczeń, dzielenia obowiązków, pasji, wspólny dom i wspaniałe dzieci.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dużo prawdziwych i ważnych słów napisałaś. Oby zawsze wszędzie panowało szczęście choć wiadomo że nie zawsze tak jest. Pozdrawiam :-).

    OdpowiedzUsuń